środa, 28 listopada 2018

Od Nomi C.D Orion'a


Orion wyszedł z jaskini. Co ja chciałam tym udowodnić?! Ty głupia, beznadziejna tygrysico?! Usłyszałam trzypokojowe skrzydeł to Speech
- Ładna ta sowa Naomi jak się nazywa?
- Ta sowa to Dandelion
- A właściwie to co się stało?
- Ech, używałam za dużo mocy leczenia dla pewnej lwicy ale to było dziwne...
- Co?
- No z łap pierw się lala woda a potem krew. Dziwne nie? Nigdy tego u mnie nie zaobserwowałam...
- Serio?
- Taa
Usłyszałam kroki łap.
- Teraz nic nie mów bo idzie ktoś ok?
- Ok
Zaczęłam udawać że śpię. W połowie rozumiałam sowieckiej język w chuhaniu.
- Chuhu chuhu-oznaczało to leopart czyli lampart
- Witaj
- Chuhu chuu-cześć
- Co jej się stało?-zabrzmiał obcy głos
- Podobno wyczerpała moc i ma dziwny góz na głowie chyba z przed 5 dni Akira. Z czym do mnie przychodzisz?
- Alfa cię wzywa
- Już idę
Wyszli z jaskini i zaczęłam opowiadać Spechowi momenty które pamiętałem.


•○●5 dni puźniej●○•

Odwiedził mnie Orion
- I cóżże zrobiła
-Nie wracałem a ona się wykrwawiała więc pomogłam-powiedziałam to pokazując sztuczny uśmiech. Za nim pojawiła się Dedelion. Zamruczałam by Speech leżący 2 ogony ode mnie się obudził.
- Chuu chuuu
- Nie udawaj tu możesz Speech
- Chuu chuu-ale on tu jest
- Wiem ale jest tu ktoś jeszcze-machnął ogonem na Dedelion-To co?
- Ok, ok-powiedział wreszcie
- TO ON MÓWI?!
- Cicho gościu. Tak mówię.
- Ale nigdy nic nie mówiłeś jak cię spotykałem. W ogóle Naomi umiesz sowi?
- Trochę umiem-Speech poleciał do Dedelion-Podoba mu się powiedz jej w swojej jaskini ale powiedz żeby nie mówiła Spechowi bo będzie miał miejsce za złe że powiedziałam-szepnęłam
- Ok
- Co ok?-odwrucił am się gwałtownie w tym uderzając Oriona w twarz ogonem.
- Sory
- Co ok?-powtórzył
-  Yyy...Luciszyć owoce?-zaczęłam go zgadywać. Znowu ktoś szedł -Ok nieważne stół dziobnoł bo ktoś idzie.
- Ech, ok. Chuu chuuu
- O nie śpisz Naomi mam dobrą i zła wiadomość.
- Pierw dobra
- Musisz to opuścić, a zła masz siedzieć przez dwa tygodnie w jaskini-no tak nie mam jaskini.
- Ja nie mam jaskini
- Trudno, nie moja sprawa rady sobie-odwrócił się i odszedł, ja wstałam i chwieje Ruszyłam do wyjścia. Orion podbiegł do mnie i...

Orion?

Od Oriona C.D Naomi


Co ona najlepszego zrobiła! Używanie mocy leczenia jest strasznie wyczerpująca i używają ja osobnicy, którzy są uodpornieni na wyczerpanie, a ona doprowadziła siebie do stanu gorszego niż krytycznego!... Z deszczu pod rynnę.. postrzelonej rany zniknęły ale później i tak będę musiał ją kroić, aby wyjąć pociski.
- Dandelion! Przynieś dawkę krwi, żelazo syntetyzowane i osocze!
- Nie mamy osocza, wszystko zostało wykorzystane- zawołała sówka.
- Kur*a mać, dobra biorę ją do Delgado, a ty weź to o co cię prosiłem, nie zapomnij o glukozie- dodałem i wziąłem nierozsądną samicę na grzbiet i czym prędzej biegłem do Delgado, może on będzie mieć osocze- musi mieć!
Wpadłem jak strzała do jaskini Delgado i położyłem ją na stole operacyjnym.
- Delgado nic nie mów, potrzebuję osocza dla niej!- wskazałem podbródkiem na nieprzytomną samicę. Gepard bez gadania przyniósł to o co go prosiłem, a Dandelion z syntetyzowanym żelazem, glukozą i potrzebnej dawki krwi..
Glukozę kazałem wpuścić dożylnie, osocze i krew o odpowiedniej grupie pod kroplówką.
- Naomi, czemuś zrobiła taką głupotę!- szeptałem cicho w biegu, miałem obok niej dużo roboty... i to dlaczego? Przez jej głupie udawanie bohaterki- co ona chciała tym pokazać?
Samica odzyskała przytomność.
- Orion..
- Cicho, nic nie mów, odpoczywaj!- wycedziłem przez zęby.- Zostawiam cię z Delgado, a ja wracam do swoich pacjentów.
I wyszedłem z jaskin



Naomi ?

Od Akiry


Byłam szczęśliwa, że znalazłam sobie miejsce na ziemi. Tu chciałam zaznać spokoju i nie mieć kontaktu z dwunożnymi. Ugh, jak ja ich niecierpiałam. Ale nie wszystkich oczywiście. Scamander kazał robić innym swoim sługom to, co było korzystne dla niego. Oni nie byli od tego zależni, a nawet nie chcieli mi i moim przyjaciołom robić krzywdy. Widziałam to w nich.
Jestem zadowolona z swej posady; zostałam szpiegiem. Żaden z wrogów łatwo nie przemknie się przez nasze rozległe tereny. Dopilnuję tego; mimo wszystko nie będę chciała z nim walczyć. Każdy spór i złe przewinienie powinno być wyjaśnione. Postanowiłam więc dziś pójść na obchód i zapoznanie całego terytorium. Najbardziej kusiła mnie dżungla i jen bogatość flory i fauny; może dorwę sobie coś dziś na kolację.
Lokalizacja dżungli była niedaleko doliny spokoju; jednego z popularnych miejsc stada i jego wypoczynku. Wskoczyłam na pobliskie drzewo nieco wyżej i mogłam się przyglądać nadchodzącemu zachodowi słońca. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego chillu. Cudownie.
Słyszałam różne sawańskie ptaki i jakieś inne zwierzęta traktowane jako nasze naturalne ofiary. Usłyszałam nagle gdzieś w oddali przeraźliwy krzyk antylopy gnu; nie myliłam się. Spostrzegłam ją gdzieś w oddali, zwinnie poruszającą się między krzakami. Nie byłam głodna, nie chciałam jej łapać. Antylopa podbiegła niedaleko pod moje drzewo i rozglądała się strzyżąc uszami na wszystkie strony. Ewidentnie przed czymś uciekała i starała się tego uniknąć. Usłyszałam kawałek dalej szelest w krzakach, a także ich ruch; już wiem przed kim uciekała. To był jakiś drapieżnik. Postanowiłam siedzieć niezauważalna na wysokości i obserwować całe zajście. Drapieżnik coraz to bliżej był ofiary, a ona stała tylko i rozglądała się na boki. Nagle wyskoczył, ale chybił; nie trafił na nią, a ofiara odskoczyła. Zrobiła się minigonitwa w kółko między obojgiem, po czym antylopa zrobiła skok w bok w krzaki i pobiegła dalej. Drapieżnik nie miał ochoty już za nią biec tylko położył się pod moim drzewem. Zeszłam cicho kawałek niżej i znalazłam się w gałęzi wiszącej nad nim. Byłam pewna, że należał do nas.
– Miałbyś okazję, by ją dorwać gdybyś to przemyślał i zrobić to z pomyślunkiem - odparłam i ułożyłam się na gałęzi. Osobnik spojrzał na mnie zdziwiony ewidentnie do góry. Nie miał pojęcia, że obserwowałam całe zajście.
Otarłam rogiem korę i kilka wiórków spadło na głowę samca.
– Wybacz. Z przyzwyczajenia - powiedziałam.

Ktoś ?

niedziela, 25 listopada 2018

Od Korianny C.D Weed'a


Szczerze powiem, że to najprzyjemniejsza chwila, jaką przeżyłam i szkoda mi było rozstawać się z Weed'em. Ale przecież, wcale nie musi się ze mną rozstawać. Umyłam tylko swój pyszczek, po czym powędrowaliśmy do mojego mieszkania. Robiła się późna noc, więc na niebie zawisł księżyc w pełni nad nami, rzucając intensywne jaskrawe światło. Moje mieszkanie było na widoku.
- No to dobranoc- powiedział Weed.
- Przenocujesz u mnie- zaproponowałam i zanim Weed zdążył cokolwiek powiedzieć, oplątałam swoim ogonem jego szyję i ciągnęłam go ze sobą.
Aż do mojego leża ze skóry. Weed ułożył się wygodnie, a ja wtuliłam się w niego- patrzył na mnie swoim łobuzerskim wzrokiem. Weed położył łapę na moim biodrze, delikatnie ściskał, aż do mojego pośladka.
Ucałował mnie na dobranoc i obaj zasnęliśmy.Nie śniło mi się nic nadzwyczajnego- a dzień zaczął się od tego, że Weed zbudził mnie długim liźnięciem w policzek.
- Dzień dobry, kochanie.
- Hej, mój ty książę- pocałowałam go w usta- będziemy musieli kiedyś to powtórzyć.
- Kiedy tylko chcesz- oznajmił Weed, objął mnie swoją mocną łapą pod szyją i podarował mi mocny i namiętny pocałunek.
- To co teraz robimy? Praca, a później?

Weed?

Od Oriona C.D Naomi


Co ona najlepszego zrobiła! Używanie mocy leczenia jest strasznie wyczerpująca i używają ja osobnicy, którzy są uodpornieni na wyczerpanie, a ona doprowadziła siebie do stanu gorszego niż krytycznego!... Z deszczu pod rynnę.. postrzelonej rany zniknęły ale później i tak będę musiał ją kroić, aby wyjąć pociski.
- Dandelion! Przynieś dawkę krwi, żelazo syntetyzowane i osocze!
- Nie mamy osocza, wszystko zostało wykorzystane- zawołała sówka.
- Kur*a mać, dobra biorę ją do Delgado, a ty weź to o co cię prosiłem, nie zapomnij o glukozie- dodałem i wziąłem nierozsądną samicę na grzbiet i czym prędzej biegłem do Delgado, może on będzie mieć osocze- musi mieć!
Wpadłem jak strzała do jaskini Delgado i położyłem ją na stole operacyjnym.
- Delgado nic nie mów, potrzebuję osocza dla niej!- wskazałem podbródkiem na nieprzytomną samicę. Gepard bez gadania przyniósł to o co go prosiłem, a Dandelion z syntetyzowanym żelazem, glukozą i potrzebnej dawki krwi..
Glukozę kazałem wpuścić dożylnie, osocze i krew o odpowiedniej grupie pod kroplówką.
- Naomi, czemuś zrobiła taką głupotę!- szeptałem cicho w biegu, miałem obok niej dużo roboty... i to dlaczego? Przez jej głupie udawanie bohaterki- co ona chciała tym pokazać?
Samica odzyskała przytomność.
- Orion..
- Cicho, nic nie mów, odpoczywaj!- wycedziłem przez zęby.- Zostawiam cię z Delgado, a ja wracam do swoich pacjentów.
I wyszedłem z jaskini.

Naomi?

Od Weed'a C.D Korianny "+18"

Uśmiechnąłem się łobuzersko i a moje pchnięcia były pełniejsze i szybsze. Korianna jęczała, jednak ktoś mógł nas usłyszeć więc uciszyłem ją, wsuwając swój język do jej pyska. Ponownie poczułem że jestem blisko, jednak nie chciałem tak szybko kończyć. Oderwałem się od jej pyska na chwilę po czym wyszedłem z niej tylko po to aby obrócić ją sobie tak by leżała na brzuchu. Wbiłem się w nią ponownie i złapałem zębami za jej kark, mogła odczuwać lekki dyskomfort gdyż nie miała szans aby się poruszyć, a ja mogłem robić co tylko chciałem. Towarzyszące mi uczucie było najmilszym doświadczeniem jakie do tej pory miałem. Kilkakrotnie jeszcze poruszyłem mocno biodrami również nieco bardziej zaciskając uścisk na jej karku. Czułem, że dłużej już nie wytrzymam puściłem ją i zdążyłem w ostatniej chwili wyjąć swojego penisa aby dać upust na zewnątrz tym razem nie brudząc jej. Spojrzała na mnie i już chciała coś powiedzieć jednak zamknąłem jej pyszczek swoim pocałunkiem. Moje kąciki pyska uniosły się. Po czym zabrałem głos.
- Choć ślicznotko odprowadzę Cię ... wystarczająco narozrabialiśmy w cudzej jaskini - puściłem jej oczko. Po czym wstałem i ruszyłem na zewnątrz.

Korianna?

Od Naomi C.D Orion


Po tym wszystkim postanowiłam poznać członków stada bo przecież znałam tylko dwóch samców i jedną samice. Wstydziłam się trochę więc chciałam poprosić z tych trzech osób o przedstawienie mi innych członków miałam mały problem bo nie mogłam znaleźć Avatari a Weed gdzieś się zapodział, nie chciałam zawracać głowy Orion owi bo ostatnio dużo pracował więc jednak musiałam iść sama. Spotkałam karakala ze złotym frędzlem na końcu ogona.
- Hej jestem Naomi a ty?-wzdrygnęła się i popatrzyła na mnie odpowiadając
- O hej jestem Iseult, widziałaś może...-nie dokończyła bo zza skał wyszedł lew który mnie obudził. Podeszłam do niego i przedstawiłam się.
- Hej jestem Naomi a ty?
- Ja jestem Rodrigo. Jestem samcem beta stada.
- Fajnie-Ruszyłam dalej w podskokach po drodze poznałam Rodrigo, Delgado, Exana, Skażenia The Noir i Shire. Kompletnie zapomniałam o spytaniu się dokąd są nasze terytoria, było ciemno, spotkałam Oriona
-  Orion masz czas?
-Tak, a co?
- Pokazałbyś mi wasze terytoria?
- Ymmmm....Ok
- Jak nie chcesz to nie musisz
- Nie dla mnie spoko
- Ok
Ruszyliśmy razem zwiedzać gdy wracaliśmy zatrzymaliśmy się na chwilę na polanie nagle z krzaków wyszła ludzie zerwała się na równe nogi i zaatakowała ich. Usłyszałam strzał i krew zaczęła cieknąć jak szalona z mojego brzucha, przed oczami zaczęły mi latać czarne plamki i w końcu ciemność....



Orion?