Był ciepły słoneczny dzień
wyruszyłam do dżungli. Kochałam wspinaczki umiałam się wspinać
ale nie umiem tak zwinnie i szybko poruszać się po drzewach, jak Avatari. Skakałam po drzewach i kamieniach, nagle usłyszałam
tak jakby wołał mnie głos Ojca.
- Naomi, Naomi?!
Pobiegłam w tamtą stronę poza tereny
stada, dobiegłam i nic, nagle usłyszałam strzał, poczułam okropny
ból w udzie. Straciłam przytomność. Gdy się obudziłam miałam
ranną nogę i byłam w klatce.
- Znowu!-oni rozumieli to tylko jako
ryk nie rozumieli mnie ale ja ich rozumiałam.
- Co z nią zrobimy Frank?
- Jak to co James?! Sprzedamy - zaśmiał się złowieszczo.
James posmutniał
- Ale Frank mamy dużo zwierząt i
pieniędzy. Jednego nie rozumiem
- Czego?
- Dlaczego ją postrzeliłeś?
- Sam nie wiem...
Nadeszła noc usiłowałam się uwolnić, jednak nie mogłam przegryźć
klatki. Zobaczyłam małą sylwetkę człowieka który otworzył klatkę.
- Uciekaj!-szepnął-No!
Jak sądziłam nie wszyscy ludzie są w
tej samej wodzie kąpani, ten człowiek był inny.
- Szybko!!!
Wyszłam z klatki ale od razu upadłam.
Zapomniałam o nodze. Chłopak popatrzył i szybko przyniósł jakiś prosty
patyk i przyczepił mi go do nogi.
Mogłam chodzić ale i tak istniało ryzyko wdania się zakażenia .Biegłam ile tylko mogła, nagle się zatrzymałam, zobaczyłam że
zapala się światło w namiocie. Nagle ktoś wyszedł i zaczął krzyczeć na
człowieka, wziął nóż i zaczął podchodzić do Franka. Zawróciłam natychmiast przewróciłam i rozszarpałam Jamesa przez co cały pysk miałam
we krwi. Rana na udzie się ani trochę nie zagoiła wręcz
przeciwnie wdało się zakażenie. Rana była w piachu a krew
leciała ciurkiem. Biegłam ile tylko mogłam do stada. Położyłam
się szybko na kamieniu nieopodal jaskiń innych i zasnęła z bólem.
Rano wstałam i chciałam biec znowu w podróż, tym razem na sawannę, jednak ból przypomniał o ranie. Spojrzałam na ranę i się
przeraziłam, rana jakby się rozszerzyła postanowiłam iść z tym
do medyka, przeszłam siedem kroków i zemdlałam.
Avatari?