- Thomas... On był przyjacielem, rodziną. Odkąd pamiętam był przy mnie, by mnie chronić. A ja zawiodłam. - powiedziałam. Smutek powoli odchodził w zapomnienie, a we mnie narastała złość. Poczułam jak coś wczepia się w moją sierść. Dookoła mnie latały delikatne złote nitki i mnie okalały. Zrozumiałam jedne, to nie pochodziło ani ode mnie, ani od Weed'a. Złoty nitkowaty dymek osadził się na moim ogonie. To wszystko delikatnie mnie uspokoiło.
- Nie każdy człowiek musi być zły. Gdyby nie ten konkretny chłopak, ja nie żyła bym od ponad dobrych czterech lat. - dokończyłam swoją odpowiedź na jego pytanie. Na pysku lwa widziałam zdziwienie, chociaż pewniej bym się chyba czuła widząc niechęć do mnie. A tak nie wiedziałam co sobie o mnie myśli. Jednak nie każdy człowiek to zło wcielone, a tym samym nie każdy kot jest aniołem. Każdy jest mieszaniną wszystkiego. W ciszy szliśmy dalej, Weed najwidoczniej nad czymś się zastanawiał, a ja nie chciałam mu w tym przeszkadzać.
Weed?