poniedziałek, 19 listopada 2018

Od Iseult Do. Weed'a

Pomagałam właśnie opatrzonemu rannemu dojść do naszego obozowiska, kiedy usłyszałam krzyk inny niż cała reszta. W jednym momencie odskoczyłam od nieznajomego mężczyzny i omijając wszystkich pobiegłam do postrzelonego medyka. Moja krew jest w stanie leczyć, jednak nie uzdrawiać. Położyłam się więc obok umierającego chłopaka, a swój pysk położyłam na jego piersi, tuż obok celnej rany postrzałowej.
- Przepraszam Thomas. - powiedziałam, a po moim pysku zaczęły sączyć się łzy. Po jakimś czasie hałas walki ustał, a ja dalej przy nim leżałam. Postanowiłam zmienić pozycje, więc po prostu usiadłam trącając co chwile zwłoki łapą. Przecież wiem co się stało, straciłam przyjaciela. Nie mogłam mu nawet pomóc.
- Wszystko dobrze? - usłyszałam za sobą męski głos. Odwróciłam pysk w stronę głosu. Zdałam sobie sprawę, że moje ciało całe jest w krwi chłopaka, w krwi Thomasa. Znowu zaczęłam się trząść, moje oczy już wyschły. Nie miałam czym płakać.
- Nic nie jest dobrze. - warknęłam oplatając ogonem rękę mojego zmarłego przyjaciela. W pewnym sensie się bałam, przede mną właśnie stał ogromy czerwony lew, a ja nie miałam nawet ochoty się bronić. Pozostało mi tylko czekać na ruch kota przede mną.

Weed ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz