czwartek, 22 listopada 2018

Od Avatari C.D Naomi

Naomi opuściła jaskinię Delgado, ja natomiast  zostałam jeszcze chwilę z ni porozmawiać.W międzyczasie wparowała do mnie Korinna informując, że strażnik napotkał ludzi na terenie stada. Bez namysłu kazałam wysłać tam wojownika i się ich pozbyć. Żaden człowiek gdy wejdzie na nasz teren już nie wyjdzie z niego żywy. Wiem, że to bezwzględne ale oni nie traktują nas ani trochę lepiej. Wraz z medykiem udałam się na spacer, gdyż samiec wydawał się przygnębiony i to bardzo. Wiem, że nie może pogodzić się nadal ze zniknięciem Cantary. Opowiedział mi o tym, że jego towarzysz znalazł ciało lwicy partnerki jednego z naszych. Zdawałam sobie sprawę, że wolałby wiedzieć czy jego miłość żyje czy już nie. Usiłowałam go jakoś zagadać jednak mi się to nie udało. Usłyszeliśmy jak ktoś śpiewa i biegiem ruszyliśmy pod drzewo skąd wybrzmiewał dźwięk.
Naomi miała ładny głos więc zabiliśmy brawo. Ona zaś jakby zobaczyła ducha od razu prosiła o dyskrecję gdyż nie lubi się chwalić swoim talentem. 
- Dobrze obiecuje, jednak marnujesz talent.
- Tak lepiej ... - szepnęła 
- Okey .. 
Wraz z Delgado odeszliśmy od drzewa i ruszyliśmy dalej.

****** Cztery Dni Później ******

Spotkałam Naomi podczas patrolowania terenów i zaproponowałam aby mi potowarzyszyła. Jestem alfą i chce mieć dobry kontakt ze stadem, nagle przyleciała jakaś sowa i wylądowała na tygrysicy.
- To mój towarzysz Speech - oznajmiła 
- Oki .. moi towarzysze jak zawsze gdzieś rozrabiają.
- Jacy towarzysze ?
- Simon i Pedro .. dobrana z nich para surykatka i guziec. - zaśmiałam się na samą myśl o nich. 


Naomi?

Od Rodrigo C.D Korianny

Weed jak zawsze, nie miał czasu nacieszyć się towarzystwem. Dziwiło mnie to alfa cały czas powierzała mu masę zadań, a to przecież ja byłem Betą a nie on. Nie wiedziałem dlaczego tak jest, jednak nie przeszkadzało mi to, że moje obowiązki to pilnowanie terytorium, oprowadzanie nowych i doradzanie niedoświadczonej jeszcze alfie. Korinna zaczęła swoją przemowę, a ja usiłowałem stwarzać pozory, że ją słucham. Nie powiem była ładną samicą, dlatego usiłowałem ją odgonić nieco od siebie. Była młoda, różnica wieku jaka między nami występuje jest kolosalna. Nie odpowiedziałem jej tylko ruszyliśmy dalej, ominęliśmy bagna i w końcu dotarliśmy do wulkanu.
- To miejsce było ulubiony miejscem dawnej alfy Lwia dolina, a tam u podnóża wulkanu mieszka Avatari. 
- Lwia dolina jest całkiem ładna, wolę to miejsce od sawanny a ty gdzie mieszkasz ?
-  Jako, że zawsze muszę być blisko przywódczyni to moja jaskinia jest również tutaj.
Poszliśmy w stronę wulkanu po czym weszliśmy do mojej jaskini. Było to miejsce mroczne, nic specjalnego, posłanie ze skór zwierząt i jakieś czaszki i kości. 
- Mroczno .. - stwierdziła.
- Lubię mieć spokój, ciszę i ciemność ... tu będziesz mogła mnie spotkać, reszta stada może szukać domu w dżungli. - odparłem 


Korinna? 

Towarzysz Speech


Imię: Speech
Płeć: Samiec
Wiek: nieznany 
Gatunek: Snow / Wather Owl
Umiejętności:
- Potrafi mówić
- Bardzo dobry wzrok
- Panuje nad śniegiem i wodą
Charakter: Niech cię nie zwodzi słodki wygląd! Schowane pod gęstymi piórami pazurki idealnie nadają się do wydłubywania oczu, i zadrapywania. Połączona jest ona mentalnie ze swoją panią, przez co Naomi może widzieć, oraz słyszeć to co ona. Często się trzyma swojej pani, i jest łagodnym stworzeniem. Lubi być głaskana po głowie. Jeśli cię polubi to dobrze, strzeż się jej szału słucha się tylko pani
Historia: Na polu bitwy była używana jako "niby" gołąb pocztowy. Gdy wypuścili ją do zagrody złapałam sobie i miałam zjeść bo byłam strasznie głodna, ale się zlitowałam. Codziennie planowałyśmy ucieczkę aż w końcu wzięto mnie na pole bitwy, powiedziałam jej by czekała na mnie pod Dębem. Lecz ją złapali, gdy mnie odnalazła opowiedziała, że uwolnił ją lampart o nazwie Krokos. 
Opiekun: Naomi

Kolejny do Adopcji

Z dniem dzisiejszym lwiątko imieniem Hota zmienia wygląd i trafia do adopcji.


Od Korianny C.D Rodrigo


Gdy zapoznałam Weed'a, Rodrigo gdzieś odchodził. Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Hej, Rodrigo! Czekaj, dokąd idziesz?!- zawołałam za nim, a on zatrzymał sie i odwrócił. Ja i Weed pobiegliśmy w jego w kierunku.- Coś się stało?
- Nic się nie stało- rzucił krótko Rodrigo...widać, że biedaka coś gnębiło.
- A ja coś widzę, że coś cię gryzie, staruszku- powiedział Weed. Spojrzałam na młodszego od Rodrigo a starszego ode mnie samca i zaprzeczyłam.
- On nie jest staruszkiem, jest nadal doskonałym zabójcą!
Rodrigo widocznie czekał na nas, aż skończymy nawijać na jego temat.
- Chodź z nami- zaproponowałam- Weed właśnie rzucił pomysł, żeby pójść coś zjeść.
Weed posłał przekonujący wzrok w stronę Rodrigo, a on nie okazał ani krzty uczuć.
- No dobrze- zgodził się, ale w tym momencie pojawiła się Alfa. Szablo zębna Tygrysica zabrała Weed'a, mówiąc że ma do niego sprawę. A więc znowu zostaliśmy sami. Ja i Rodrigo... znowu.
- Słuchaj, młoda damo...
- Proszę, mów mi Korianna.
- Nie przerywaj mi! Jesteś młoda, idź zapoznaj się z młodszym kolegą, koleżanką a nie z takim staruchem...
- A teraz proszę cię, teraz ty mi nie przerywaj- odpowiedziałam, naśladując z marnym skutkiem jego stanowczy głos, zaśmiałam się z tego- Nie jesteś stary, wmawiasz to sobie, albo robisz to, aby mnie odpędzić, po drugie nie interesują mnie młodzi... wolę obracać się w starszym towarzystwie, bo wtedy mam do czynienia z kimś poważnym i dojrzalszym...
Rodrigo słuchał tego wszystkiego w milczeniu.
- Potrafię się zachować poważnie, jak ty... Weed też widać jest starszy..dojrzały... nie potrzebuję tutaj małego szczeniaka, który będzie rzucał nawijkę o tym jaki jest umięśniony, zabawny... takie puste gadanie i to mnie nudzi- zakończyłam i czekałam tylko na reakcję Rodrigo.

Rodrigo ?

Od Delgado Do Exan'a "Smutna Wiadomość"

Leżałem w swojej jaskini, gdy nagle przybył do mnie towarzysz mojej zaginionej partnerki. 
- Witaj Delgado
- Nie mam ochoty rozmawiać coś się stało. 
- Mam obawy, że znalazłem coś ciekawego ale to okropny widok.
Wyszedłem za Armagedonem. Czułem, że jestem na prawdę pozbawiony chęci do życia. Wlokłem się a gad mnie cały czas pośpieszał.
- Delgado jesteś lampartem a idziesz jak żółw. 
- Już przyspieszam.
Wyszliśmy za tereny stada i wąż zatrzymał się przy zwłokach białej lwicy z czarną grzywką. Kogoś mi ona przypominała ale, samica zaginęła już bardzo dawno temu. Wziąłem trupa na grzbiet i zaniosłem do swojej jaskini zrobiłem badania i niestety. Wychodziło na to, że samica została śmiertelnie pobita miała uszkodzone narządy wewnętrzne. Umarła jakieś trzy dni temu. Była to Nala partnerka Exan'a. 
- Armagedon wezwij Exan'a do mnie.
Wąż wypełznął a ja czekałem gapiąc się na zwłoki lwicy. Gdy samiec wbiegł do jaskini stanął jak wryty, nic nie powiedział. Spojrzałem na niego.
- Przynajmniej wiesz, że nie żyje ... a ja wziąć łudzę się jak głupiec, że Cantara żyje.
Te słowa miały go bezskutecznie pocieszyć. Podszedł bliżej niej coś w nim pękło.
- Trzeba ją pochować - szepnął ni to do mnie ni to sam do siebie.
- Zostawię was... - powiedziałem i opuściłem własną jaskinię pozwalając mu na upust emocji.


Exan ?

Od Naomi C.D Orion'a


- Jestem Naomi- podałam mu łapę i się uśmiechnęłam. Nie przyjął wesołego powitania, coś go dręczyło
- Co się stało?- nie odpowiedział i popędził szybkim krokiem do jaskini w której były trupy, krew i stół operacyjny. Sowa zleciła z jego ramienia on wyszedł, a sowa wylądowała na moim grzbiecie i szepnęła.
-Ostatnio coś n...-Sowa nie zdążyła dokończyć bo na salę wjechała ledwo żywa lwica z wielką rano na szyi i kulą w nodze, lwica była kremowo-brązowo-biała, sowa poleciała po Oriona. Sowa nie wracała z Orionem więc się tym zajęłam. Użyłam swojej mocy i rana zaczęła powoli sama się zszywać, stałam nieruchomo koncentrując się na zaklęciu, jednak zaklęcie zabierają ze mnie dużo energii w tej chwili do jaskini wleciała sowa a za nią Orion. Opadłam z sił na nogi ale dalej używałam mocy, nie poddam się!!ona musi przeżyć!!! Powtarzałam sobie w myślach. Otworzyłam oczy i z łap zaczęła mi się lać woda. Z ciała lwicy powoli wyciągała się kula a ostatnie rany zszywały im więcej korzystałam mocy tym więcej wody z łap się lało potem zamiast wody zaczęła się lać krew....Moja krew... Skończyłam i przewróciłam się. Sowa patrzyła na mnie pytająco, a tygrys stał jak wryty. chwilę zamyślony, nagle jakby ocknął się/
- Co to było?-widocznie był pod wrażeniem....

Orion ?

Od Rodrigo C.D Korianny

Samica nie dokończyła swojej myśli tylko jakby zmieniła od razu temat. Ruszyliśmy wgłąb dżungli wiadomo im dalej tym więcej drzew. W pewnej chwili stanąłem i nieco ugiąłem się na łapach.
- Co jest ?
- Ciii ... -szepnąłem i powoli zacząłem się skradać.
Korianna zaciekawiona usiłowała skradać się za mną.
- Stój ! 
Samica niemal natychmiast stanęła jak wryta. 
Głosy które słyszałem były coraz to bardziej wyraźne. Wzbudzały we mnie gniew, nienawiść i złe wspomnienia. Tak, tereny Stada Potępionych Dusz były ludziom nieznane, jednak ostatnio nawet tutaj nie jest bezpiecznie. Nasza granica maleje, a oni wkraczają i pustoszą stado. 
Położyłem się na ziemi spojrzałem na samicę i szepnąłem.
- Wróć na Sawannę znajdź Weed'a i przyślij go do mnie następnie powiadom Avatari, że ludzie znowu są na terenach stada.
- A ty ? 
- Jestem strażnikiem muszę zbadać teren i nie pozwolić im odejść. 
Korianna zniknęła w gąszczu. Ja zaś chodziłem w koło trójki ludzi na bezpieczną odległość. Mieli oni bronie, ale dwoje z nim piły,wycinali drzewa a jeden pilnował. Gdybym był młodszy i sprawny jak kiedyś zaatakowałbym i przegnał intruzów. Teraz jednak najważniejszy był rozsądek, wolałem poczekać na wsparcie młodego wojownika niż lekkomyślnie atakować. Po naprawdę dłuższej chwili Lew ognia znalazł mnie i zaczął oceniać powagę sytuacji. Pewny siebie jak gdyby nigdy nic wyszedł z zza krzaków i zaczął porykiwać zwracając na siebie uwagę. Od razu pilnujący wymierzył i strzelił w jego stronę, ten jednak uniknął strzału. Stałem się niewidzialny i ruszyłem powolnym krokiem w stronę facetów z piłami. Ich zaskoczenie gdy stanąłem za ich plecami ponownie stając się widzialnym i wydałem z siebie ryk który spłoszył zwierzynę, ptactwo co najmniej w promieniu pięciu kilometrów. Odwrócili się w moją stronę a gdy mieli na mnie ruszyć wkoło mnie pojawił się dym,trujący gaz, po pierwsze był tak gęsty, że spokojnie się wycofałem a oni powoli umierali z powoli wdychanej trucizny i braku tlenu. Zerknąłem kantem oka na Weed'a broń człowieka leżała oddalona od niego kilkanaście metrów a on sam płonął żywcem.
Młody samiec spojrzał na mnie po czym uśmiechnął się.
- Powiem Ci dziadku, jesteś niezły nawet pomimo wieku. 
- Zabijanie to moja specjalność, a ty lepiej pilnuj ognia bo zaraz nam się dżungla spali.
Nagle młody Lew dostrzegł Korianne i zaczął się jej przedstawiać słyszałem jak coś mówi, że jest bratem alfy, ma na imię Weed i jakby lekko zwróciła jego uwagę. Powoli zacząłem się oddalać ....

Korianna ?

Uwaga !!

Witam was serdecznie moi drodzy. Chcecie aby nasze stado się rozrosło jeszcze bardziej ?
Zapraszam was do wysłania zdjęć nowych terenów jakie miałyby się znaleźć. Proszę aby były to zdjęcia animowane, pasujące do naszego świata. Oraz wymyślenie nazw i opisów. To samo tyczy się do obecnych terenów. Pomysły przysyłać na howrse do Syßir lub na e-mail martinaizula@gmail.com
Za pomoc i udział w przedsięwzięciu zostaną przydzielone nagrody.

Pozdrawiają Administratorzy 

Od Korianny C.D Rodrigo


Ten Rodrigo wygląda na przygnębionego i drażliwego. Dwanaście lat i dziewięć lat we wojsku? No to na lepszego towarzysza nie mogłam trafić. Zatrzymaliśmy się.
- Nie musisz mnie odprowadzać, poradzę sobie sama- oznajmiłam- a ty, weteranie odpocznij, bo widać że psychika u ciebie słaba.
Rodrigo chwilowo spojrzał na mnie gniewnie, ale potem zmienił wzrok na bardziej łagodny.
- Jeśli niechętnie mnie odprowadzasz, to mogę poradzić sobie sama.
- Nie, to należy do moich obowiązków, chodź, dużo miejsc mi zostało, aby ci pokazać
Uniosłam tylko brew, ale pomimo tego usiedliśmy na chwilę. Rodrigo opowiadał o sobie, a ja siedziałam i słuchałam go z wyrazem "psychologa" Nie starałam się nie zaśmiać ani nic.. po prostu tu nic do śmiechu nie było. Jakby tak spojrzeć, on miał gorzej ode mnie... no i żyje dłużej ode mnie, prawdopodobnie jest też lwem, który wie, jak to jest spędzić noc z lwicą, prawdopodobnie ma gdzieś dorosłe dzieci... ale nic nie mogę stwierdzić. Jego twarz mi nic nie mówi, prócz blizn, które zadały mu kiedyś ból.
- Powiedzieć ci, co mi pomaga gdy jestem w takim stanie jak ty?
Rodrigo spojrzał tylko na mnie swoim sprawnym okiem. Powiedziałabym mu, że sposobem jest objąć kogoś, ale gdy spojrzałam na niego, moja głowa spoczęłaby na jego klatce piersiowej- taki był wysoki ode mnie, a po drugie nie wiem, czy to go coś wzruszy.
- No to chodźmy, Rodrigo, jak mówisz mamy dużo do zwiedzenia

Rodrigo ?

Od Naomi C.D Avatari


Obudziłam się w jaskini. Zaraz ja przecież nie mam jaskini. Rozejrzałam się i zobaczyłam Avatari i nieznanego mi lamparta którzy, że sobą rozmawiali. Po kilku minutach przypomniałam sobie co się wczoraj wydarzyło, spojrzałam na ranę i jej nie było widać było tylko niteczki, musiał mi je ktoś zszyć. W tym momencie wstałam i próbowałam nie wysilać nogi, podeszłam do  Avatari. Ta jednak mnie uprzedziła i powiedziała.
-  O, Naomi już się lepiej czujesz?
-Ta...
Nie zdążyłam dokończyć bo lampart powiedział
- Nie ona nie może wysilać n....o zorientowałaś się?-patrzył na moją nogę która jakby ciągnęła się po ziemi.
- Tak
Avatari wyszła z jaskini.
- Lepiej idź do swojej jaskini
Wtedy mi się zrobiło szkoda że nie znalazłam żadnej jaskini.
- Ziemia do Naomi
-  Eee... tak...eee....ee...-Przyłożyłam sobie łapę do pyska Naomi ogarnij się!!!!
-Ok dzięki
Odeszłam i zaczęłam się wspinać na drzewo z zszytą nogą. Obudziłam się około 21:11 nie mogłam zasnąć więc zaczęłam nucić a potem śpiewać po cichu piosenkę mojej mamy z której brałam przykład:

Believe me I know
I've sunk pretty low
But whatever I've done you deserve
Quiet!
I'm the bad guy, that's fine
It's no fault of mine
And some justice at last will be served

Now it's time to step up
Or it's time to back down
And there's only one answer for me
And I'll stand up and fight
cause I know that I'm right
And I'm ready, I'm ready, I'm ready
Ready as I'll ever be

Now it's time to rise up
Or it's time to stand down
And the answer is easy to see
And I swear by the sword
If you're in, get on board
Are you ready?
I'm ready
We're ready
We're ready
Ready as I'll ever be

Are you quite sure we can do this?
Together we will guarantee
I'll make them hear me
Now it's time to redeem
Or it's time to resolve
Prove they can trust me
And the outcome will hardly come free
I'll save my home and family

Now the line's in the sand
And our moment's at hand
And I'm ready
I'm ready
I'm ready
Ready as I'll ever be

Skończyłam i nagle najeżyłam się i podskoczyłam gałąź wyżej bo, dwie osoby zaczęły klaskać. Jedna to była Avatari a drugiea była to sylwetka lamparta. Złapałam się łapę za serce i jednocześnie zarumieniłam.
- Ładnie śpiewasz-powiedział Avatari
- D-d-dzięki
- Czemu mi nie powiedziałaś że lubisz śpiewać?
- Bo nie lubię się chwalić. Avatari błagam nie mów nikomu..

Avatari ?

Od Rodrigo C,D Korianny

Już nigdy nic nie będzie takie samo. Bez Dark moje życie nie ma sensu. Moje jedno oko już nie dostrzega piękna świata. Wszystko jest bezbarwne, serce czuje tylko tęsknotę i ból. Umysł jest zniewolony przez myśli wyrzuty sumienia. Cały czas zadaje sobie pytania.
Dlaczego ona a nie ja?
Gdzie są jej zwłoki?
Co ją podkusiło aby iść poza tereny?
Czy była nieświadoma swojej decyzji ?
Po koszmarnej nocy nastał dzień. Wyszedłem z jaskini, nie planowałem polowania jednak zdobycz niemal sama mi podeszła pod łapy. Ranna sarna która męczyła się z niemal rozszarpaną nogą. Skróciłem jej męki. Gapiłem się na nią mimowolnie. Znowu pogrążony w myślach.
Czy ktoś ukróci w zamian za saunę moje cierpienie i wyślę mnie na lepszy świat. Mógłbym popełnić samobójstwo ale nie jestem słaby. Wolę umrzeć godnie walcząc lub gdy nadejdzie mój czas. Coś się po ruszyło automatycznie okiem sprawnym spojrzałem na zbliżającą się młodą lwicę. Lecz najpierw wzdrygnąłem się lekko gdy spojrzałem przed siebie i oko w oko ujrzałem Avatari.
- Hej, oprowadzisz nową ja nie mam czasu. Ledwo skończyła zdanie i odbiega, nie dając mi czasu na stawianie oporu.
- Część jestem Korinna.
- Rodrigo ... choć che mieć to już za sobą. Nie odzywałem się unikając rozmowy szliśmy przez sawannę w stronę dżungli. Nagle padło pytanie skierowane wprost do mnie.
- Ile masz lat ?
- Dużo więcej niż ty ...- mruknąłem
- Wyglądasz jakby coś się stało ?
- Nie muszę Ci się spowiadać ze swojego życia ...
- Byłeś na froncie prawda ?
- Zadajesz idiotyczne pytania, myślisz, że czemu mam tyle ran, jestem jedno okim cyklopem i niemal ślepym, bo ktoś mi uszkodził drugie oko.
Pomimo mojego tonu głosu nadal zadawała mi pytania a jako Beta chciałem być miły.
- Długo walczyłeś ?
- Posłuchaj młoda damo, jestem starym weteranem. Wiem co to jest być dzikim kotem tak urodziłem się wolny, miałem rodzinę  Złapano mojego ojca a ja przysiągłem go uwolnić i sprowadzić do domu. Wstąpiłem w szeregi wojska aby móc go znaleźć i znalazłem walczył po drugiej stronie, dał się złamać nie poznał mnie i zaatakował. Gdy uciekaliśmy dostrzegłem matkę zamkniętą w klatce. Chciałem ją uwolnić ale zostaliśmy zaskoczeni, chociaż byliśmy przez chwilę razem. Po pięciu latach walki nie było nadziei ale wtedy na świat przyszła moja siostra Reiko. Rodzice kazali mi ją zabrać więc uciekłem wraz z małą lwicą. Znowu żyliśmy wolno, ale nie trwało to długo, zawiodłem siostrę i rodziców. Podczas polowania oddaliła się i została schwytana, ludzie nie dali nam spokoju. Walczyłem kolejne dwa lata i szukałem jej rozpaczliwe. Znalazłem ją na mój widok się popłakała gdyż straciłem oko i przybyło mi blizn i ran. Do obozu wpadł Weed i nas uwolnił, pokazał nam miejsce jakim jest to stado. Siostra jednak nie została tutaj odeszła, ja znalazłem miłość swojego życia i straciłem ją. Została zamordowana przez ludzi i nie zaleziono jej zwłok. Mam nadzieję, że zaspokoiłem twoją ciekawość.
- To ile ty masz lat ?
Westchnąłem i wymamrotałem niezadowolony.
- Dwanaście lat z czego dziewięć lat w wojsku. 

Korinna ?

Od Korianny Do. Rodrigo


Całe szczęście udało mi się uciec. Teraz dzień po tym, jak zostałam tu przyjęta, dostałam swoje stanowisko i obowiązki. Noc spędziłam ozięble, ponieważ jednak brakuje mi tego dobrego towarzystwa innych kotów podczas snu w tym zapomnianym przez boga miejscu ludzi. Zimno mi było, to odczuwałam na pewno a może to przez stres spowodowany zmianą miejsca? Ale bogom dziękuję, że ten dzień rozpoczął się od radosnego śpiewu ptaków, ciepłych promieni słonecznych oraz orzeźwiającym powietrzem, który ciągnął się od strony gór. Wystawiłam głowę na zewnątrz aby dokładnie obejrzeć okolicę. Była tętniąca życiem. Ziemia była wilgotna po nocnej ulewie, ale to nie był dla mnie problem. Tym owym problemem było pojawienie się zapachu jakiegoś samca! Dużo starszego ode mnie. Korianna spokojnie... Pewnie przyszedł się z tobą zapoznać.. Podacie sobie łapy, przedstawicie się i odejdziecie w swoją stronę - ale tak trudno było mi to wmówić, że to było nie do pojęcia. Czarną grzywę samca zobaczyłam, gdy dotarłam w stronę polany. Siedział, pochylał się nad martwą sarną.. Grubo starszy, umięśniony i okalony gęstą czarną grzywą. Gdyby mu się tak przyjrzeć, można u niego dostrzec pustą dziurę w oczodole. Samiec musiał wiele przeżyć... Zaryzykować spotkanie z nim?

Rodrigo?

Od Oriona C.D Naomi


Kolejny dzień, kolejne trupy lądujące na mój stół operacyjny. Chol*ra jasna, jak długo jeszcze? Ofiar wojen ludzkich wciąż przebywa a mnie brakuje leków. Czy to wszystko musi być takie skomplikowane? Kazałem innym usunąć sztywne truchło ze stołu, zostawiając ohydną plamę krwi. Prychnąłem wściekły, łapą trąciłem akta zgonu, aby dać upust swojemu choremu gniewowi. Danelion przez hałas obudziła się ze swojej drzemki.
- Musisz się tak tłuc?- mruknęła Dandelion. Westchnąłem cicho, podszedłem do mojej sówki, która przyjaźnie dziobnęła mnie w nos.
- Przepraszam moja droga, już jestem spokojny- mruknąłem a moja towarzyszka czule musnęła mnie swoim dziobkiem. Nagle jeden z kotów wpadł do mojego lokum, rzekł że do stada dołączyła nowa osoba. Westchnąłem znowu, tylko tym razem z nerwów, powodowane nadszarpnięciem mojego spokoju.
- Już idę!
Dandelion rozpostarła swoje skrzydła i wylądowała na moim grzbiecie.
- No to chodźmy- mruknęła sówka. Niechętnie szedłem na zgromadzenie, ale cóż poradzić? Gdy dotarłem na miejsce, Alfa przedstawiała nową członkinię, która okazała się białą tygrysicą... Przyglądałem się temu przedstawieniu z obojętnym wyrazem.
- Jak myślisz? Kto to jest?- spytała Dandelion.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to... chodźmy musimy jeszcze uzupełnić pozostałe akta zgonów...
Odwracając się i gdy zmierzałem w stronę swej jaskini, nagle usłyszałem czyiś krzyk za mną. Czyżby ktoś umierał? Ah nie... to ta nowa pędziła w moją stronę.
- Hej- uśmiechnęła się uroczo. Jak ja dawno nie widziałem takiego uśmiechu.
- No cześć- odparłem od niechcenia.
- Jestem tu nowa i pomyślałam, że wstępując w wasze szeregi zapoznam się najpierw z tobą.
- Uroczo, Orion jestem, a to mój pupilek, Dundelion.
Sówka mrugnęła tylko serdecznie w stronę nowej członkini.
- A z kim mam przyjemność?- spytałem samicę.

Naomi ?