Kolejny dzień, kolejne trupy lądujące
na mój stół operacyjny. Chol*ra jasna, jak długo jeszcze? Ofiar
wojen ludzkich wciąż przebywa a mnie brakuje leków. Czy to
wszystko musi być takie skomplikowane? Kazałem innym usunąć
sztywne truchło ze stołu, zostawiając ohydną plamę krwi.
Prychnąłem wściekły, łapą trąciłem akta zgonu, aby dać upust
swojemu choremu gniewowi. Danelion przez hałas obudziła się ze
swojej drzemki.
- Musisz się tak tłuc?- mruknęła
Dandelion. Westchnąłem cicho, podszedłem do mojej sówki, która
przyjaźnie dziobnęła mnie w nos.
- Przepraszam moja droga, już jestem
spokojny- mruknąłem a moja towarzyszka czule musnęła mnie swoim
dziobkiem. Nagle jeden z kotów wpadł do mojego lokum, rzekł że do
stada dołączyła nowa osoba. Westchnąłem znowu, tylko tym razem z
nerwów, powodowane nadszarpnięciem mojego spokoju.
- Już idę!
Dandelion rozpostarła swoje skrzydła
i wylądowała na moim grzbiecie.
- No to chodźmy- mruknęła sówka.
Niechętnie szedłem na zgromadzenie, ale cóż poradzić? Gdy
dotarłem na miejsce, Alfa przedstawiała nową członkinię, która
okazała się białą tygrysicą... Przyglądałem się temu
przedstawieniu z obojętnym wyrazem.
- Jak myślisz? Kto to jest?- spytała
Dandelion.
- Nie wiem i nie obchodzi mnie to...
chodźmy musimy jeszcze uzupełnić pozostałe akta zgonów...
Odwracając się i gdy zmierzałem w
stronę swej jaskini, nagle usłyszałem czyiś krzyk za mną. Czyżby
ktoś umierał? Ah nie... to ta nowa pędziła w moją stronę.
- Hej- uśmiechnęła się uroczo. Jak
ja dawno nie widziałem takiego uśmiechu.
- No cześć- odparłem od niechcenia.
- Jestem tu nowa i pomyślałam, że
wstępując w wasze szeregi zapoznam się najpierw z tobą.
- Uroczo, Orion jestem, a to mój
pupilek, Dundelion.
Sówka mrugnęła tylko serdecznie w
stronę nowej członkini.
- A z kim mam przyjemność?- spytałem
samicę.
Naomi ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz