sobota, 1 grudnia 2018

Od Skazy DeNoir Do. Akiry


Zapadł zmierzch. Większość lwów poszła spać i nad okolicą zapanowała błoga cisza - nie da się ukryć, że to właśnie była moja ulubiona pora doby, kiedy to niknął zgiełk, powietrze robiło się rześkie, a zapachy było czuć ze wzmożoną siłą. Postanowiłem udać się na przechadzkę. Tereny, które zasiedla stado, do którego teraz należę są prze ciekawe i nawet lew w pełni sił nie zdążyłby się z nimi zapoznać zbyt szybko. Wziąłem sakiewkę oraz listę ziół, których zabrakło w moich zapasach, a nuż uda mi się coś odnaleźć.
Mrok do cna opanował puszczę i teraz szedłem już w zupełnym spokoju. Oddaliwszy się o co najmniej dwa kilometry od śpiącego stada, omal nie zostałem zbombardowany ogryzionymi zwłokami myszy. Zadarłem łeb do góry. Zaraz nad moim łbem, na gałęzi wylegiwała się samica. ,,Jakaś niewychowana lwica.” – pomyślałem. Skrzywiłem się na jej widok i prychnąłem z pogardą. ,,Jeszcze jeden taki wyskok i tego pożałuje.” – znów odezwał się głos mojej świadomości. Pozbierałem szybko jęzorem resztki gryzoni i ruszyłem dalej starając się utrzymać gniew w ryzach. Wkrótce ścieżka zaniknęła całkowicie i od teraz przyszło mi przebywać dziewicze gęstwiny. Właściwie to całkiem spodobała mi się wizja bycia lwem, który stąpa po tych terenach jako pierwszy od dawna. Postanowiłem dokładniej zbadać roślinność – być może znajdę coś przydatnego... Jak się okazało przeczucie mnie nie myliło, znalazłem wiele rzadkich roślin. Zebrawszy je, odłożyłem do torby. Po chwili wyczułem apetyczny zapach… bardzo apetyczny. Czymkolwiek było to stworzenie, postanowiłem je odnaleźć i schwytać. Zdając się na węch, po żmudnych poszukiwaniach odnalazłem to urocze, słodkie stworzonko. Jego mięso, mięśnie poruszające się pod cienką skórą, przyprawiało mnie o dreszcze rozkoszy, już czułem w wyobraźni jego smak. Pozwoliłem sobie jeszcze na chwilę obserwacji ostatnich chwil życia tego trawojada.
Zakradanie się miałem opanowane do perfekcji, a pod kamuflażem zapachu ziół, ofiara nawet nie poczuła mojego zapachu. Wbiłem zębiska idealnie w tętnicę. Utrzymanie trzepoczącego się z przerażenia, bólu i rozpaczy cielska nie było łatwe. Zwłaszcza przy moich rozmiarach, sile i fakcie, iż rozpraszał mnie ten silny zapach i smak. Kiedy już danie było gotowe, postanowiłem wywlec je na bardziej otwartą przestrzeń, gdzie w spokoju będę mógł je skonsumować.
Puszczając w niepamięć incydent sprzed kilku godzin, przeszedłem obok drzewa, z którego niegrzeczna nieznajoma chciała mnie obrzucić resztkami swojej przekąski. Rozłożywszy się ze smakowitą zwierzyną, instynktownie spojrzałem na wspomniane drzewo, próbując dostrzec czy aby nadal nie kryje się tam jakaś nieproszona na moją kolację podlizna. Błysnęły błękitne ślepia i zeskoczyła z drzewa, zaczynając dialog.
- Ta myszka upadła mi niechcący.. – przeprosiła.
Patrzyłem beznamiętnie. Przypomniało mi się, że zostawiłem sakiewkę kilkadziesiąt metrów stąd. Musiałem ją jak najszybciej odzyskać. Zastanawiałem się intensywnie czy zostawiając mięso, będzie ono bezpieczne i czy lwica nie zechce mi go porwać. Postanowiłem wystawić ją na próbę i zaryzykować. Zawsze będę mógł się na niej zemścić, jeżeli zrobi coś wbrew mnie. Usłyszałem tylko szeleszczącą trawę. Nie odwróciłem się.
Wróciłem po chwili. Mięso nieruszone, jeszcze ciepłe. Przystąpiłem do posiłku, pełen zdumienia, że nie skusiła się na tak apetyczny kąsek.
Po posiłku udałem się na odpoczynek. Wspaniała, oświetlona słabym światłem księżyca polana w sercu lasu, z wysoką bujną trawą. To było moje miejsce na krótką drzemkę. Ułożyłem się wygodnie. Usłyszałem szelest. Poczułem zapach natrętnej lwicy. Postanowiłem udać, ze mnie nie ma. Może mnie nie zauważy… Nadzieja matką głupich. Już po chwili poczułem na sobie jej wzrok. Warknąłem rozwścieczony, jednak zamiast przeprosić uśmiechnęła tajemniczo pod nosem. Chyba nic nie było w stanie jej rozzłościć, zasmucić ani tym bardziej porzucić zaintrygowania.

Akira ?

Od Weed'a C.D Korianny

W mojej jaskini rozległ się głos Avatari, Korianna wraz z Kosmitą ukryła się a ja wyrzuciłem ciało gnu i zacząłem jeść. Gdy tygrysica weszła oderwałem się od posiłku i oblizałem.
- Widzieliśmy się chwilę temu ... coś się stało ? - spytałem 
- Tak ... mam zadanie dla Ciebie.
- Kolejne ponad moje możliwości ?
- Martwisz się tym, że w pojedynkę nie zniszczyłeś laboratorium ?
- Musiałbym mieć całe wojsko, a było by ciężko ... - mruknąłem.
- Coś się z tobą dzieje, jeszcze niedawno nie miałbyś z tym problemu. 
- Nie jestem bogiem, mogę wpadać na front walczyć, uwalniać dzikie koty, odkrywać tereny.
- A nie jesteś w stanie zaspokoić potrzeb Alfy ?
- Jesteś za młoda dla mnie tak, poza tym nie interesuje mnie twoja propozycja, co powiesz stadu, że się puściłaś z przyszywanym bratem, a może, że cię ktoś zgwałcił albo że ja Cię zgwałciłem ! 
- Nie wygłupiaj się Weed, dobrze wiesz, że nie zostało dużo czasu ... jesteśmy tutaj sami po za tym jestem sama i ty sam nikt się nie dowie.
- Tu chodzi o mój honor a nie o to co inni myślą, a teraz wyjdź chce spokojnie zjeść.
- Chętnie Ci po towarzysze nic nie jadłam dzisiaj jeszcze.
- To jest tygodniowa antylopa gnu nie jest zbyt smaczna. 
- To chodź upolujemy coś razem .. 
- N ...
- To rozkaz łapa mnie boli, jestem głodna ... 
- Dobra .. 
Wyszliśmy wraz z Avatari z jaskini, znalazłem stado gazali i złapałem jedną, zaniosłem zdobycz do jaskini Avatari i stwierdziłem, że muszę wracać do siebie ale mnie zatrzymała. 
- Misja ... - mruknęła 
- Myślałem, że polowanie to ta misja 
Musiałem ją rozbawić bo się zaśmiała dość głośno.
- Jaka ?
- Zbadaj jaskinię mocy ... 
- Dobra ... -westchnąłem 
Od razu pobiegłem w nowe miejsce, nic nadzwyczajnego, poza tym, że jaskinia była jasna i miała kolorowe kryształy, spędziłem tam około godziny aby się upewnić, że jest z nią wszystko okey. Wróciłem do jaskini Avatari i zdałem raport. 
Wieczorem wróciłem do siebie i przywitałem się z Kori ?
- Co chciała ?
- Polowanie a potem sprawdzić miałem jaskinię mocy ... ni ciekawego obawiam się coraz częstszych wizyt. -westchnąłem 
Położyłem się wraz z Kori do snu ... 


Korianna ?


Od Korianny C.D Weed

 Byłam zaszokowana tym, co powiedział Weed. Avatari chciała, aby Weed się z nią przespał, aby dać jej potomstwo. Przytuliłam się do niego.
- Kocham tylko ciebie.
- Obiecujesz?
- Tak, no chodź tu- powiedział i pocałował mnie w usta. Był to szczery pocałunek.
- Dobrze, wierzę ci.
Popołudnie minęło szybko i nastał wieczór. Kosmita przyssał się do mojej piersi, Weed leżał obok mnie.
- Wiesz, pięknie wyglądasz, gdy go karmisz prowizorycznym mlekiem- zachichotał tylko.
- Może gdybym miała swoje, to i on miałby dostęp do pełnowartościowego mleka.
- Rozumiem- odparł.
- Ale ja nie chcę ich mieć, za dużo obowiązków...
 Weed zachichotał znowu.
- No dobrze.. zjedzmy coś, bo bredzisz z głodu.
 Zjedliśmy to, co pozostało z upolowanej wcześniej przez Weed'a zwierzyny.
Nagle usłyszeliśmy głos Avatari. Serce stanęło mi w gardle... Weed uniósł wysoko głowę.
- Chowaj się!- mruknął Weed, a ja posłusznie zabrałam ze sobą Kosmitę i schowałam się w ciemnym zakamarku. Póki Kosmita jest zajęty piersiami, siedzi cicho, a ja przyglądałam się tej całej sytuacji.

Weed?

Od Weed'a C.D Korianny

Bawiłem się z Kosmitą a gdy Kori się obudziła poprosiłem aby z nim została. Przystała na to jednak nie była zbytnio zadowolona. Wyszedłem z jaskini i przy okazji napiłem się wody po drodze Gdy stanąłem na progu zawołałem Avatari a ta radośnie mnie przywitała.
- Cześć co to za humorek.
- Znalazłam to w jaskini mamy ... - pokazała mi coś w rodzaju pamiętnika i otworzyła na jednej ze stron. 
- Co to ma być ?
- Najwidoczniej nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni ani trochę ...
Faktycznie mam opisała jak znalazła małą Avatari na polu bitwy ...
- To chyba nie jest nic złego .. nic to nie zmieni prawda ?
- Weed, zmieni ja muszę Ci coś powiedzieć ... ale czy Kori i Ty jesteście parą. 
- Nie .. przyjaciółmi ...dobrze wiesz, że miłość osłabia. 
Avatari rzuciła się na mnie i zaczęła namiętnie całować, zżuciłem ją z siebie 
- Co ty odbiło Ci ! - ryknąłem 
- Weed, proszę daj sobie to wyjaśnić, zakochałam się w tobie, myślałam, że jesteśmy rodziną ale skoro nie jesteśmy proszę odwzajemnij to uczcie ..
- Nie mogę ... nie rozumiesz !
- Nie chce abyś mnie kochał, chce abyś dał mi jedną wspaniałą noc i potomstwo ..
Oczy wyszły mi z orbit, myślałem, że to zły sen ale ponownie samica liznęła mnie w pysk. 
Chciałem ją uderzyć, ale przecież to wbrew zasadą. 
- Avatari ... ogarnij się, nie chce tego, nie kocham Ciebie ani nikogo rozumiesz !
- To co Ci szkodzi się ze mną przespać ... 
- Dużo ... nie jestem taki - wybiegłem z jej jaskini 

**** Trzy Godziny Później ****

Byłem w szoku, ale postanowiłem wrócić do Kori, samica na mój widok ucieszyła się.
- Nie ciesz się ...
- Co się stało
- Avatari znalazła pamiętnik, mamy nie jesteśmy spokrewnieni, rzuciła się na mnie chciała aby ją wyruchał i zrobił jej dzieci ... powiedziałem, że ja nie potrafię kochać ..a ona to nic, że chce tylko się ze mną przespać i mieć młode ... jestem w szoku ...
- Co !! dlatego tak bardzo się interesuje tobą, wymyśla Ci masę zajęć ? i zaprasza do siebie.
- Kori kochanie ja nie wiedziałem, że ona jest tak zakochana we mnie .. ale ja kocham Ciebie, ona to wariatka ... 
- Powiedz jej o nas 
- Kori, nie dopóki nie zajmę jej miejsca ...

Korianna 

Od Oriona C.D Akiry

- Idź w cholerę!- szepnąłem, gdy dziwna rogata samica odchodziła. Czułem wciąż głód nie do wytrzymania... wstałem więc i poszedłem w stronę małej grupy zebr. Jednak na skraju łąki widziałem tą rogatą samicę, jedzącą końskie mięso. Od razu zniechęciło mnie to do dalszego polowania. Wycofałem się powoli, po czym zrezygnowany wróciłem do jaskini do swoich pacjentów. Wracając do jaskini, poczułem zapach krwi... mięsa... Dandelion złapała dla siebie kilka myszek polnych.
- Dandelion, proszę, podziel się ze mną.
 Sówka spojrzała na mnie, kłapnęła kilka razy dziobem, łykając martwą myszkę, po czym złapała za kolejną i rzuciła nią w moją stronę. W jednej sekundzie złapałem myszkę w powietrzu. Mimo że mało mięsa, starałem sobie wmówić, że tyle powinno mi wystarczyć. Dandelion rzuciła mi jeszcze jedną, po czym wróciłem do pacjentów. Nagle przyniesiono mi kolejną pacjentkę i to była... ta rogata samica, która wiła się bólu. Wyła wręcz, jakby ktoś wywiercił jej dziurę w brzuchu od wewnątrz.
- No proszę, kogo my tu mamy- burknąłem, gdy samica wylądowała na moim stole.
- Ughhhh!!!- wydała z siebie tylko jęknięcie.
- Co jej jest?- zapytałem kota, który przyniósł ją do mnie.
- Prawdopodobnie została kopnięta z dużą siłą w brzuch, przez oszalałą zebrę, która zobaczyła trupa swojego pobratymca. Zebra wpadła w szał.
- Rozumiem- odparłem i spojrzałem na siny brzuch samicy.- Dandelion, podaj jej środek znieczulający i narkozę... podejrzewam, że żebra poszły się pieprzyć przy takim kopniaku, podaj jeszcze glukozę. Dandelion spełniła to, o co ją prosiłem. Akira wpadła w sen narkozy i niestety... musiałem ją zacząć kroić... Kopniak totalnie rozwalił samicy klatkę piersiową, poranione płuca i inne ważne narządy... cholera, tutaj będzie potrzebne coś więcej. Dandelion pod moim rozkazem poleciała po Delgado... sam nie dam rady. Pod jego nieobecność wyjąłem odłamki żeber, musiałem coś robić, aby zespolić ze sobą kości...  Delgado przybył niebawem i oboje poskładaliśmy samicę do kupy.
- Cholera jasna- mruknąłem cicho- dzięki Delgado.
Kot kiwnął głową.
- Nie ma za co. Medycy muszą sobie pomagać- i wrócił do siebie i swoich pacjentów.
Narkoza przestawała działać, a samica wybudzać.


Akira?

Od Korianny cd Weed

 Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Po tym, jak Weed powiedział, że chce się starać o tron, to w takim razie co będzie ze mną? Będę jego partnerką jako samica Alfa, albo jego seks lalką... wszystko może się zdarzyć ze mną, gdy władza odbije mu się w głowie. Ale nie myślałam już o tym, tylko wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Czułam przyjemne ciepło, które rozchodziło się w okolicy podbrzusza. Czułam się wypełniona... tuliłam się do niego, mrucząc...cicho, łagodnie... namiętnie. Weed leżał, odpoczywał tylko. Po naszej kolejnej przygodzie czułam się zmęczona, chciałam spać... zamknęłam powoli oczy i zasnęłam na jego klatce piersiowej.
Obudziłam się popołudniu, obok Weed'a i szkraba, bawiącego się z nim.
Ziewnęłam głośno, przeciągle...
- Dzień dobry- powiedział Weed z pyskiem pełnym uśmiechu.
- Hej, mój Królu- mruknęłam i polizałam go w policzek.
Kosmita łapał za wąsy Weed'a a gdy mu się nie udawało i tak śmiał się... i wykonywał śmieszne czynności. Odsunęłam się, przeciągnęłam się leniwie.
- Co teraz robimy?- zapytałam
Weed spojrzał na mnie.
- Chciałbym żebyś zaopiekowała się Kosmitą, na chwilę.
- Co chcesz zrobić?
- Pójdę do mojej siostry, powiem jej, że jesteśmy przyjaciółmi... nic nas nie łączy, aby nie podejrzewała nic, co miało związek z tym.
- No.. dobrze, ok- burknęłam.

Weed?

Od Weed'a C.D Korianny "+18"

Byłą cudowna, taka piękna, dzika ... pobudzała moje zmysły. Siedziałem zrelaksowany gdy ta bawiła się moim członkiem, nagle sięgnęła po jakiś płyn wypiła go. spojrzałem na nią pytająco a gdy mi wyjaśniła i pokazał swe wdzięki, oblizałem się tylko i uśmiechnąłem łobuzersko. Ona zaś rzuciła mi sprośnym spojrzeniem. Zacząłem cicho mruczeć niczym kotek po czym złapałem jej tyłem i a następnie jej kark i wbiłem się w nią. Zacząłem niepozornie ale agresywnie, potem było już coraz mocniej. Szczęki zaciskały mi się na jej karku. Mój członek szalał czując ciepło w jej wnętrzu. Coraz szybsze ruchy i mocniejsze, doprowadzała mnie do szaleństwa, moje ciało przechodziły ciarki czułem rozkosz nie do opisania. Wiedziałem, że mnie pragnie nie mniej ja pragnąłem jej jeszcze bardziej. Niestety tak bardzo byłem podniecony, że pomimo poprzednich razy, nie powstrzymałem się. członek zaczął pulsować i eksplodowałem. Liznąłem ją po karku po czym zszedłem z niej i położyłem się na grzbiecie. Kori zaś położyła swoją głowę na mojej klacie.
- Sory, że tak krótko za bardzo się podnieciłem ... 
- Żartujesz jesteś boski ..
- Nie kochanie to ty jesteś boska ... moja bogini - mruknąłem 
Niestety nic nie trwa wiecznie bo kosmita zaczął ryczeć ... 
- Cholera - mruknąłem, poderwałem się i podniosłem szkraba.
- Weed ... 
- Tak ...? 
- Wiesz, że to mały człowiek ?
- Wiem, nazywam go tylko tak, mam wobec niego plany 
- Jakie ?
- Kiedy dorośnie, wychowany z nami stanie po naszej stronie ... będzie naszym głosem... za pewne ja już tego nie dożyje ale ty Kori pewnie tak ... jest teraz mały bezbronny, ale będzie naszą bronią zobaczysz. 
- Nie możemy ukrywać go w nieskończoność ?
- Wiem ... nie popieram rządów siostry ...
- Czy ty ?
- Nie jestem zły, nie chce władzy ... ale i tak mam poparcie ludu, sami zdecydują.
- Masz zamiar ubiegać się o stanowisko ?
- Tak mam zamiar zostać Alfą, nie zamierzam kryć się z tobą i z nim, ale dopóki nie jestem to jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Korianna ?

Od Korianny cd Weed +18

  Weed ukrył malca, a mnie rzucił na swoje leże i wziął mnie w nim.
- Nie mogę już wytrzymać!
Zaczął całować mnie namiętnie, a później sprawiał mi przyjemność swoim językiem. Wbił się we mnie... spodziewałam się, że zacznie wpychać gwałtownie... dziko.
Czułam jego podniecenie we mnie... pomimo tego poruszał się powoli. Wsunął język mi do pyska, czułam smak jego śliny. Odłączył się, tworząc cienką stróżkę śliny, między naszymi pyskami.
- Tak jest dobrze, czy wolisz inaczej?
- Rżnij mnie jak ci wygodnie- odparłam.
 Po tych słowach Weed'a przebił impuls i przyspieszył ruchy... Weed brał głębokie wdechy i wydychał powietrze, głośno rycząc z przyjemności... cała byłam jego... mógł robić ze mną co chciał.
Weed zacisnął zęby, marszcząc przy tym pysk... już miałam krzyczeć, ale samiec wepchnął mi do pyska trzy palce swojej łapy... ssałam je, tym samym uniemożliwił mi jęczenie.
- Kori, dochodzę!
Weed pchnął jeszcze kilka razy, po czym wyszedł ze mnie, a swojego penisa wepchnął do mojego pyska. Czułam ciepłą gęstą spermę, która rozchodziła się po całych moich ustach... a Weed ryknął głośno. Połknęłam wszystko.
- Jesteś niesamowita- mruknął mi na ucho, po czym polizał mnie po policzku. Samiec jednak nie miał dość... oparł się o skalną ścianę... oparł się, jak władca i wezwał mnie gestem. Posłusznie podeszłam do niego, zniżyłam głowę do jego penisa i bez dyskusji włożyłam go do pyszczka. Każde moje pociągnięcia, każde ssanie wywołało u samca ciche, czasem głośne pociągłe jęki... minęło jakieś półgodziny, albo godzinę... sama nie wiem, ile spędziłam między nogami Weed'a. Samiec siedział zrelaksowany, patrzył na mnie z pożądaniem... Jego oczy mówiły "Chcę więcej"
Ssałam jeszcze chwilę. Nagle przypomniało mi się coś... spod kamienia wyjęłam napój, który skradłam Delgado, a czy oddam to już moja sprawa. Wypiłam to, a smakiem przypominało gorzką herbatę.
- Co to?- Zapytał Weed, patrząc na mnie zdziwiony.
- Płyn antykoncepcyjny, dzięki temu będziesz mógł dojść we mnie- po tych słowach odrzuciłam buteleczkę i wypięłam się przed nim. Teraz tylko czekałam na ruch Weed'a.

Weed?

Od Weed'a C.D Korianny "+18"

Znalazłem ich bezpiecznych za jaskinią, mały coś grzebał. Przywitałem się z Korianną a potem podszedłem do Kosmity. Mały od razu wyciągnął rączki w moją stronę i zaczął bawić się moimi wargami patrząc ma moje kły i robiąc śmieszne miny.  Był uroczy, jak dorośnie zapewne będzie człowiekiem który stanie po naszej stronie i własnie na to liczę. Teraz wiedziałem,że kosmita może być częścią mojego planu, ale ja mogę nie dożyć tej chwili. Spojrzałem kątem oka na Koriannę. Złapałem małego za biały materiał i ruszyłem do jaskini. 
- Weed ... po co idziesz ?
- Chodź nie pytaj ... 
Położyłem małego za skałą, zaś Koriannę rzuciłem na swoje legowisko.
- Nie mogę wytrzymać - zacząłem całować ją namiętnie. 
Lwica odwzajemniała moje pocałunki. Po chwili zszedłem niżej aby wypieścić swoim szorstkim języczkiem jej cipkę. Kori cichutko jęczała, mój sprzęt był zwarty i gotowy, jednak tym razem po mimo tak silnego pożądania postanowiłem być delikatny. Pocałowałem ją delikatnie, powoli i ostrożnie wsunąłem w nią swojego członka i powoli i bardzo delikatnie zacząłem się w niej poruszać nie żałując jej namiętnych pocałunków.
- Kori, jesteś moją księżniczką i skarbem Kocham Cię -szeptałem czule do jej uszka. 
Wbiła mi pazury w grzbiet oraz całowała namiętnie.
- Tak jest dobrze czy wolisz inaczej ... - szepnąłem 

Korianna ?


Od Korianny C.D Weed

 Weed zostawił martwą zwierzynę i odszedł. Zapewnił mnie, że nie będę musiała spełniać swoich obowiązków w zamian zaopiekowania się tym małym szkrabem. Dodał też, że się odwdzięczy. Ciekawa byłam bardzo, co on zaplanuje.
Po pewnym czasie, gdy dziwiło mnie strasznie, żeby Avatari nie upominała się o moje obowiązki... w sumie to dziękowałam bardzo Bogu, że nawet nie przyszło jej to do głowy. Pod moją nieuwagę malec oddalił się trochę, ale na szczęście znalazłam go, gdy raczkował w stronę wyjścia. Pomyślałam wtedy, żeby z malcem za tył jaskini iść, aby tam mógł się pobawić. Poczułam wtedy zapach Weed'a. Zachowałam się naturalnie. Siedziałam i patrzyłam się, jak malec grzebie coś w ziemi swoimi rączkami... samiec mojego życia przybył. Najwidoczniej ulżyło mu, gdy nas zobaczył w pobliżu. Podszedł do mnie i pocałował namiętnie, aż mi się zrobiło gorąca, że z taką namiętnością i dzikością podszedł do tego.
- Jak wam minęły dni beze mnie?- spytał.
- Dobrze, a co?
- Wiesz, Avatari coś podejrzewa... chyba domyśla się naszego romansu.
- Jak to? Może dlatego, że cały czas chodzisz podniecony- odparłam śmiało. Znaczy no, nie wiem, co Weed ma w głowie, ani co się dzieje u niego między nogami, ale dziwnie się zachowuje, odkąd wziął mnie w jaskini Delgado.
- Serio tak wyglądam?- zapytał Weed. Pokręciłam głową i spojrzałam na niego ponownie. Polizałam go w policzek.
- Nieważne jak wyglądasz. Ważne że się kochamy.
Weed uśmiechnął się miło.
- No, weź swojego brzdąca, ja już jestem zmęczona niańczeniem smarka.

Weed?

Od Oriona C.D Naomi

   Zajęty dalszym operacjom, Naomi leżała i spała.. jej towarzysz kręcił się obok mojej Dandelion. Jak mu tam? Speech... Dandelion widocznie lubiła z nim rozmawiać, ale dawała swoją postawą ciała do zrozumienia, żeby Speech nie oczekiwał od niej niczego innego, jak przyjacielskiej konwersacji.
Jednak nie miałem czasu, aby zajmować się pogaduszkami ptaków... pacjenci czekali. Gdy ostatnia pacjentka została zoperowana i wzięta pod kroplówkę, usadowiłem się pod legowiskiem Dandelion w celu krótkiego odpoczynku... miałem mózg i nerwy w strzępach, praktycznie długo nie spałem... Ułożyłem łeb na łapach i starałem się zasnąć. Bez problemu. Śnił mi się duży (większy ode mnie) samiec jelenia z obficie rozgałęzionym porożem.
Nagle rzuciło się na niego z tuzin dzikich kotów, lecz jeleniowaty pokonywał je w widoczną łatwością... jednych nadziewał na swoje poroża, innych ranił swoimi kopniakami...
- Na pomoc!- krzyczeli. Orion, jesteś przewrażliwiony na punkcie leczenia rannych...
Pognałem przed siebie i sen się zmienił. Leciałem w dół w stronę błękitnej wody, do której wpadłem z głośnym chluśnięciem...
Woda była niewyobrażalnie pełna ryb... nie bały się mnie. Mogłem oddychać pod wodą. Wtedy myślałem, że stałem się jedną z ryb, ale moje łapy porośnięte białą sierścią utwierdziły mnie w przekonaniu, że się mylę. Płynąłem więc, sam nie wiedziałem gdzie...

Naomi?

 P.S Wybacz, ale brak weny. 


Od Shiry C.D Naomi

Wyszłam z jaskini by zaczerpnąć świeżego powietrza i przy okazji coś upolować. Moim celem była zebra. Nagle zauważyłam białą tygrysicę. Podbiegłam do niej.

-Hej-Powiedziałam do tygrysicy.
-Cześć. Jestem Naomi a ty?
-Ja jestem Shira-Odpowiedziałam na pytanie Naomi
Po chwili samica spytała się mnie:
-Jakie masz stanowisko?

-Opiekunka młodych a ty?- Zadałam jej takie same pytanie.
-Szpieg- Odpowiedziała wyraźnie Naomi
Rozmawiałyśmy z ok.15 min. Gdy zorientowałyśmy się, że szybko musimy coś zjeść. Razem zakradłyśmy się do naszej ofiary.
Zjedliśmy zdobycz. Naomi zaproponowała, że mogę pójść do jej jaskini i razem porozmawiamy. Zgodziłam się. W środku rozmawiałyśmy z 1 godz. Gdyż potem było ciemno. Wróciłam do jaskini, położyłam się i usnęłam


Następnego dnia

Usłyszałam wołanie ,,Shira!" Szybko zerwałam się na równe łapy, okazało się, że to Naomi.
-Cześć, czemu tak krzyczysz? - Spytałam się
-Spałaś? Jeśli cię obudziłam to przepraszam, ale chcesz się przejść na sawannę? Akurat jest tam dużo zwierząt a ja jestem głodna
-No możemy się przejść- Odpowiedzialna zaspanym głosem
W drodze oczywiście również musiałyśmy pogadać,gdy nagle zadałam jej pytanie:
-Jak się tu znalazłaś?-Spytałam się Naomi



Naomi?

Od Avatari C.D Naomi

To był niepodważalny dowód tego, że Nala nie żyje. Chciałam podziękować Naomi lecz ta zniknęła.
Westchnęłam tylko po czym poszłam ogarniać swoje sprawy. trzeba było wszytko załatwić.
Gdy wracałam dostrzegłam coś dziwnego, Naomi tworzyła jakieś tornada więc się skradałam.
Gdy mnie zobaczyła,a była w dużym amoku przygniotła mnie so ziemi. gdy spostrzegła że to ja zeszła i spojrzała na mnie zadając m pytanie. zaczęłam się tłumaczyć
- Chciałam ci tylko podziękować .. a tak w ogóle co to ?
- Korkociąg .. taka nowa umiejętność
- Ciekawe ...
- A ty jakie masz umiejętności ?
- Szybkie poruszanie się po drzewach i innych, panuje nad śniegiem lodem i mrozem. Tworzenie huraganów i takie tam, nic specjalnego.
- Super.
- Chciałam pogadać.
- O czym ?
- Nie wiem, jestem alfa ale nie mam przyjaciół którym mogłabym się zwierzyć.
- Coś Cię dręczy ?
- Podejrzewam, że mój brat się zakochał w Koriannie ..
- Weed ?
- Tak
- To chyba dobrze ?
- Nie dla stada ...
- Czemu ? każdy ma prawo kochać
- Znika, wiesz, że jeśli coś się stanie o Korianna będzie ważniejsza od reszty tak być nie może.
- Ehhh racja trochę ... co zamierzasz.
- Wybij Koriannie Weed'a z głowy proszę ...

Naomi ?

Od Weed'a C.D Korianny

Spojrzałem z ulgą na Kosmitę i na Koranne.
- Jesteś najukochańsza na świecie ! - polizałem ją w pyszczek po czym wybiegłem z jaskini.
Ruszyłem na polowanie musiałem coś dużego upolować, śledziłem stado gnu, gdy nadarzyła się okazja zaatakowałem potężnego byka. Był wielki spokojnie starczy dla jednego lwa na ponad tydzień jak nie więcej. Zabrałem zdobycz ze sobą do jaskini i położyłem na końcu groty.
Kori nic się nie odzywała nie chciała obudzić kosmity.
- Kochanie ... zostawiam Ci o to te gnu abys ie musiała opuszczać jaskini przez jakiś czas.
- Że co ?
- Kilka dni może dłużej - powiedziałem te nieco dłużej bardzo cicho.
- Chyba żartujesz !
- Muszę ogarnąć misje, stado nie może wiedzieć o Kosmicie .
- Też mam swoją pracę ... nie będę z nim siedzieć.
- Chcesz aby mnie wywalili na zbity pysk, albo zabili tego szkraba bo ja nie.
- Ja też nie, ale chcesz mnie tutaj zostawić na dłuższy czas mam go ukrywać, ale nie myślisz o mnie bo masz swoją misję?
- Nie unoś się skarbie bo obudzisz go ... Kori wynagrodzę Ci to załatwię, że nie będziesz musiała wykonywać swojego obowiązku do póki nie wrócę.
- Uważasz, że moja praca jest mniej ważna ?
- Nie ale ...
- Ale co ?
- Jestem jedynym wojownikiem zrozum ...
Kori milczała chwilę, a ja cóż wybiegłem z jaskini, pogadałem z Delgado a potem z Avatari zwalniając samicę z obowiązków.
Ruszyłem więc znowu do wioski Plemienia Krwawego Wodospadu.
Gdy zapadła noc prześlizgnąłem się i zacząłem szukać, jednak nic nie znalazłem. Rankiem uciekłem z obozu i ruszyłem na tereny drugiego plemienia. Dotarłem na miejsce w południe i odpoczywałem do zapadnięcia zmroku. Wkradłem się na teren plemienia Czarnego Kanionu, miałem nieco więcej szczęścia. Człowoiek wyglądał na wybitnie inteligentnego więc postanowiłem go śledzić. Nagle wszedł do namiotu i otworzył klapę. Czekałem aż wyjdzie ale zrobił to dopiero nad ranem. Wtedy wślizgnąłem się i zobaczyłem coś strasznego. Martwe dzikie koty, oraz zmutowane bestie w klatkach.
Pierwszy raz nie wiedziałem co robić. Nie mogłem zniszczyć tego miejsca nie sam. Nagle włączył się alarm, ktoś zbiegł na dół. Usiłowałem się schować wtopić w tłum, po prostu udawałem martwego.
Człowiek dokładnie przeszedł pomieszczenie, zamknąłem oczy i przestałem oddychać na kilka chwil. Udało się, wyszedł rozejrzałem się po pomieszczeniu i czekałem na okazję. Gdy taka się trafiła wyślizgnąłem się z laboratorium i wróciłem do stada. Opowiedziałem wszystko Avatari która nie była zachwycona, gdyż nie zniszczyłem owego miejsca. Gdy wychodziłem z jaskini mruknęła coś w moją stronę
- Znam twój sekret ... -szepnęła.
Zrobiło mi się słabo spojrzałem na nią, ale uśmiechnęła się tylko.
- Zakochałeś się !
- Co ?? Nie !! - wyparłem się.
- Czemu kłamiesz ?
- Nie mam czasu na miłość, nie zakochałem się jasne. - ryknąłem i wróciłem do swojej jaskini
- Cześć jak żyjesz ? - zajrzałem do jaskini ale nikogo tam nie było ...
Wybiegłem od razu szukać samicy i kosmity miałem setki złych myśli.

Korianna?

Od Korianny cd Weed

 Weed coś ukrywał. Wiedziałam to i niestety...czułam. Weed ukrywał i widocznie nie zamierzał się przyznawać co. Pora wykorzystać twój spryt, Korianno. Weed był zmęczony, jego czujność była osłabiona, ale jeszcze miał się na baczności. Przemknęłam szybko obok niego i ujrzałam śmierdzące zawiniątko.
- Co...
Weed zaczął mi wyjaśniać, co się wydarzyło. Ludzie chcieli zabić małego szkraba i dlatego ten nóż w jego grzbiecie. Ludzie są bezduszni nawet dla dzieci. Podeszłam do Weed'a i przyjrzałam się narzędziu tkwiącemu w ciele Weed'a.
- Weed? Ufasz mi?
- Tak, ale...ROOOAR!- ryknął z bólu, Weed. Szybko zakryłam krwawiącą ranę kawałkiem czystego płótna, które było owinięte dziecko.- Już jest ok...
- Nie uważasz, że to powinien był zrobić medyk?- spytał, krzywiąc się z bólu. Spojrzałam na niego namiętnie.
- Podziękujesz mi później.
- Kori, zrób coś z tym dzieckiem, bo zaraz przez płacz mi uszy pękną!
- Mały jest głodny- burknęłam
- Jak? Dawałem mu mięso i nie chciał.
 Pokręciłam głową.
- Chodziło mi o mleko matki, a nawet jakby zjadł to surowe mięso, to i tak zaszkodziłbyś mu tym, jest mały i jego organizm nie jest przystosowany do trawienia surowego mięsa.
- Kori... jesteś młoda, dojrzała... proszę daj mu swoje mleko.
 Zalałam się rumieńcem.
- Nie jestem jego matką, mój... miałabym mleko, gdybym miała swoje...
- Wiem, ale ucisz go proszę!
Co miałam zrobić? Mój organizm nie pobudził mnie do wytwarzania pokarmu, więc czym miałabym go nakarmić... Cholera...
- Proszę ucisz go.
Westchnęłam cicho. Próbowałam wiele sposobów, ale żaden nie pomógł. W końcu załamana tak samo, jak Weed pod moją nieuwagę, młody przyssał się do mojej piersi. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę... w końcu się uciszył, ale nie na długo, gdy dziecko przekona się, że to było niepotrzebne.
- Uciszyłam go...
- Bogu Dzięki- Weed opadł i westchnął ciężko.

Weed?

Od Naomi C.D Orion

Oparłam pysk na łapach i zmęczonym spojrzeniem patrzyłam tęsknie na wyjście z jaskini. W powietrzu unosił się zapach ziół. Może uda mi się wymknąć? Orion wyglądał na śpiącego. Ale ....nieee to by było głupie wziął mnie i jeszcze narzekam. Zaczęłam się robić senna. Może wejdę do umysłu Speecha.
--perspektywa Speecha po użyciu mocy--

Speech siedział spokojnie na patyku.
- Jak tam?-zapytała się Iseult
- Nic. Wiesz, co zrobiła ta nowa tygrysica?
- Aha, czyli jednak coś się dzieje.
- Tak zaczął bawić się jej ogonem
- Grrrrrrrrrrr!!!
- Ok nie ruszam-aha, czyli jej słaby punkt to ogon. Zaczęło mi się kręcić w głowie.


--moja perspektywa--
Ktoś mnie trząsał.
- Ej Naomi! Ku**a m*ć!
- Co?!
- Wiesz co!? Ty wiesz, jak się przestraszyłem!
- Tak i?-cały się trząsł
- Ej spokojnie. Orion wszystko dobrze -powiedziałam przekonującym głosem i otarłam się o niego, a on wyszedł z jaskini. Zaczęłam się rozglądać po jaskini, jeszcze jej nie oglądałam. Orion już wrócił, a ja powoli zasypiałam.

●○•SEN•○●

Goniłam antylopę, nagle sieć na mnie spadła, a antylopa uciekła. To był Pirat nazywany złotówą. Zaczęłam warczeć potem głośniej, ale przydusił mnie, a ja zemdlałam, obudziłam się w wielkiej maszynie, a ta zaczęła się kręcić. Do środka wszedł dwunożny uzbrojony w pancerze i laserowe katany. Zaczęłam biegać, gryźć, drapać i dusić, ale nic nie zadziałało. Obudziłam się nagle wstrząśnięta i spocona. Otrzymałam się i ruszyłam po cichutku powolutku do wyjścia, wyszłam i wskoczyłam z zamkniętymi oczami na drzewo. BUUUUUUMMMM!!! Walnęłam o kogoś.
- Dokąd się pani wybiera?-to był Orion
- Ech prawie- powiedziałam- Ech zaraz wybuchnę- powiedziałam pod nosem -Już wracam
- Kolejny wieczór u niego.

■●•WIECZÓR•●■

On znowu pracuje. W tym momencie przyleciał Speech.
- Hej Nemi
- Hej Speech co tam?
- Ech, wszystko jest ok
- A może spróbowałbyś podejść Dandelion?
- Zaloty?
- Tak
- Nie nie nie wstydzę się
- Wiesz co? No dawaj
- Ech... o..ok
- To go
Podszedł do płomykówki i zaczął rozmawiać, ja w tym czasie zasnęłam.

Orion ?

Od Akiry C.D Orion

Nie chciałam być aż tak niemiła. Cóż, czasem wychodzi samo z siebie i nawet tego nie zauważam. Zdarza się. Chyba najwyraźniej uraziłam tygrysa...
- Nie zastanawiam się długo nad komentarzami, które są autentycznymi faktami-powiedziałam po chwili i odwróciłam się na plecy na gałęzi. Samiec położył się w to samo miejsce, gdzie wcześniej. Serio? Tutaj? Naprawdę. Ktoś tu sobie to miejsce zaklepał wcześniej.
- Jak już tutaj jesteś i ja ci się przedstawiłam, może uczynisz to samo, pasiasty kotku? - spytałam, przyglądając się pazurom. Tygrys spoglądnął na mnie, po czym znów położył łeb. - Ta, też nie mam ochoty na rozmowę z tobą-zeskoczyłam na te słowa z gałęzi. Spadło kilka liści. Zaczęłam się oddalać, nie spoglądając na niego i po chwili usłyszałam za sobą jedno słowo:
- Orion.
- Cudownie-odparłam z sarkazmem i uśmiechnęłam się w duchu. Odwróciłam się na te słowa, chcąc zmierzać w inną stronę. Wyczytałam w jego myślach i zdziwienie. ''Kim ty jesteś istoto i czy należysz do stada?'' - takie pytanie sobie zadał. ''Kto ci to zrobił na głowie?'' - drugie. ''Dlaczego jesteś taka zawistna?'' - ostatnie. Oczywiście na każde z nich potrafię odpowiedzieć; szkoda tylko, że nie zadał mi ich wprost. Stwierdziłam, że nie będę marnować dalej dnia dla kogoś, kto zachowuje się mało ciekawie. Postanowiłam znaleźć więc jakieś lepsze zajęcie, takie jak na przykład jedzenie. To bardzo dobre rozwiązanie. W sumie głodna się zrobiłam w to późne popołudnie.
- Wiesz, ja już sobie idę. Mam ciekawsze zajęcia. Ty pewnie też. Nie musimy sobie wchodzić w drogę- odparłam. - Szkoda mej uwagi. Miłej zabawy, Orionie. Zaczęłam zmierzać w stronę sawanny, by odnaleźć coś dorodnego nadającego się do dorwania. Zebr było tu w bród, idealnie. Wszystkie w jednym miejscu. Niewielkie stadko; wypatrzyłam jakąś klacz oddaloną o mniej więcej 20 metrów i skubiącą kępki pod drzewem. Zakradłam się, zamieniając w czarny, rozmywający się proch; nie zauważyła mnie. W pewnym momencie obleciałam ją. Zarżała cicho. Zjawiłam się przed nią. Skontrolowałam myślami i zarzuciłam w bok; walnęła o ziemię siłą mego umysłu. Nie mogła się podnieść i zanim wydusiła z siebie cokolwiek, poraniłam ją rogiem, po czym szybko umarła przez jego substancję. Kolacja gotowa. Przypomniał mi się teraz dzisiejszy fail Oriona, gdy łapał antylopę. Może teraz spróbuje się pofatygować, by złapać jedną z tych dorodnych zebr, a nie leniwieć się głodnym pod drzewem? W sumie normalny osobnik z wyrzutami sumienia zaproponowałby jedzenie za swoje ''niemiłe i sarkastyczne'' zachowanie. Ja nie mam takich wyrzutów, bo to w sumie u mnie to normalne, więc nie muszę nic dawać. Zajadałam się zebrą, po czym na horyzoncie dostrzegłam mojego znajomego tygryska-Oriona. Zakradał się w stronę zebr, poddając się drugiej dzisiejszej próbie złapania jedzenia.



Orion ?


Towarzysz Kosmita

Imię: Kosmita 
Płeć: Chłopiec 
Wiek: 5 miesiący
Gatunek: Człowiek
Umiejętności: Brak 
Charakter: Kosmita jest zabawny, często robi dziwne miny ślini się lub zaczepia. Jest też obrzydliwy gdyż czasami wydobywa się z niego brzydki zapach robi do pieluchy. Potrafi pocieszać i lubi bliskość Weeda, często wyciąga swoje małe rączki i chce się przytulać.
Historia: Pewnego razu Weed dostał misję, która wymagała wyruszenia do wioski ludzi. Chłopczyk pochodzi prawdopodobnie od Plamienia Krwawego Wodospadu. Został znaleziony w doku na drzewie, wyglądało na to, że jego rodzice zostali zabici przez jaguara. początkowo Weed chciał oddać dziecko i tak uczynił, jednak nie wiedzieć czemu miało zostać ono zabite. Być, może było potokiem wyrzutków lub coś innego. Lew obronił małego przed śmiercią i sam został dźgnięty nożem. Zabrał go potajemnie do stada i usiłował ukryć przed wszystkimi. Kosmita nie został zaakceptowany przez stado jednak Weed dał mu szanse i postanowił go wychować.
Opiekun: Weed

Od Weed'a C.D Korianny

Przystałem na propozycję ślicznotki i zostałem u niej na noc, tym razem byliśmy grzeczni. Co mieliśmy narozrabiać zrobiliśmy wcześniej. Gdy zamknąłem oczy chwilę jeszcze myślałem o tym co miało miejsce w jaskini Delgado. Nie znałem siebie od takiej strony, nigdy tego nie robiłem a jednak obudziła się we mnie wtedy chęć pożądania jej całej. Nigdy nie byłem zakochany, nie zwracałem uwagi na samice a teraz myślałem o niej. Czy to dlatego, że się z nią przespałem ? Nagle po prostu zasnąłem.  Obudziłem się jak co dzień skoro świt i pocałowałem Koriannę
To był miły poranek, pierwszy raz nie był samotny, jednak nie mógł trwać wiecznie.
- To co teraz robimy?  Praca a później ?
- Ja muszę uciekać ... znajdę Cię jak ogarnę wszystko - dałem jej buziaka w policzek i wybiegłem. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, że coś nas łączy. Dlaczego bo miłość jest siłą ale i słabością. Wpadłem do jaskini alfy.
- Weed, miło Cię widzieć jak zawsze na czas.
- Wiadomo ..
- Widzisz, do naszego stada przybyła Akira, jest ona ...
- Akira ... aaa już wiem jest jak nasz braciszek Kai - nie chciałem dołować siostry wymawiając jego imię.
- Oni mutują na coraz większą skale ... musisz znaleźć laboratorium i puścić je z dymem.
- Tak jest.
Wyruszyłem więc od razu, jednak najpierw zapolowałem na dzika i zjadłem syte śniadanie. Przez chwilę myślałem o Koriannie, ale postanowiłem po prostu wyruszyć bez słowa. Musiałem obejść pole bitwy i wtargnąć na tereny Plemienia Krwawego Wodospadu. Podróż była długa i męcząca, aż łapy bolały. Wspiąłem się na wysokie drzewo i z oddali obserwowałem ludzi. Musiałem chwilę odpocząć, i obmyślić jakiś plan. Słońce chyliło się ku zachodowi. 
"Przepraszam Kori, nie wiem kiedy się spotkamy " - pomyślałem. 
Nastała noc strażnicy wraz ze swoimi podopiecznymi patrolowali obóz. Nic nie przypominało mi budynku gdzie mogłyby się odbywać badania. Zszedłem drzewa i postanowiłem się rozejrzeć. Jednak coś mnie rozproszyło, jakby płacz ludzkiego dziecka. Ruszyłem w stronę innych drzew i tam ujrzałem domek wspiąłem się i wszedłem do środka. Wszędzie była krew a pod płachtą coś się ruszało więc zdjąłem ją gwałtowanie a tam kosmita ! Gapił się na mnie wielkimi niebieskimi oczami. 
Byłem tak zaskoczony, że nie wiedziałem co robić. Dom wyglądał jakby wpadł tu dziki kot zabił ludzi a pozostawił dzieciaka. Po zapachu czułem, że to sprawka Jaguara. Ciekawe czemu przeoczył kosmitę. Dobra moim zadaniem jest odnalezienie laboratorium a nie myślenie o kosmitach. Już miałem odejść gdy ten mały szkrab złapał mnie za nos a ja usiadłem. Złapałem materiał na którym leżał i postanowiłem oddać go ludziom. Jednak dwu nożni dostrzegli mnie gdy schodziłem z drzewa wraz z wyjącym kawałkiem materiału. 
- Odstawiam Cię kosmito i szukam laboratorium - wymruczałam sam do siebie. 
Położyłem wyjący materiał na ziemi i zacząłem uciekać w gąszcz, lekko wyjrzałem.  jednak tego się nie spodziewałem człowiek wyjął ostrze i wziął zamach. Wyskoczyłem jak poparzony złapałem kosmitę za materiał który miał na pupie, nóż wbił się w mój grzbiet i ruszyłem biegiem. Sam nie wiedziałem dokładnie dokąd, ale świst kul towarzyszył mi przez długi czas. 
Gdy wraz z kosmitą byliśmy bezpieczni poczułem, że jestem w czarnej dupie. Po co ja właziłem na to drzewo teraz mam to coś i brak mi serca aby go porzucić bo ryczał. Złapałem go za materiał na pupie i postanowiłem przemycić do stada. Był to najbardziej idiotyczny pomysł na jaki mogłem wpaść. O tyle dobrze,że znalazłem jakiś materiał i mogłem go schować. Specjalnie szedłem takimi drogami aby nie natknąć się na nikogo a gdy byłem w swojej jaskini odetchnąłem z ulgą.
Był środek nocy ale ten kosmita ryczał, śmierdział i się ślinił.
- Zamknij się ! co ty chcesz głodny jesteś, dawałem mięso nie jadłeś ! 
Nagle kto wszedł do mojej jaskini zakryłem kosmitę kocem i schowałem za skałę. 
- Weed .. hallo jesteś ! 
To była Korianna nie odzywałem się była cisza i nagle kosmita zaczął znowu ryczeć. Samica wpadła i ujrzała mnie udającego, że to ja. 
- Weed co ty wyrabiasz ? 
- Ja nic ... 
- Coś ukrywasz .. 
- Kori kochanie, nic .. jest środek nocy jestem zmęczony ...
- Nie było Cię dwa dni ... 
- Miałem misję, i coś mi przeszkodziło jutro ruszam ponownie.
- Masz nóż w grzbiecie .. dziwnie się zachowujesz i coś płacze w twojej jaskini.
- Zapewne szczury pełno ich Tu - mruknąłem.
- Coś śmierdzi !
- To pewnie ja  !! - uśmiechnąłem się 
Nagle Korianna jakimś cudem mnie ominęła i odkryła materiał po czym odskoczyła. 
- Co .. - nie dokończyła.
- Widzisz znalazłem kosmitę i go przyniosłem bo ludzie chcieli go zabić gdy im go pokazałem no to go zabrałem stąd ten nóż ... chciałem go zostawić ale on złapał mnie za nos a potem jak jest sam ryczy, strasznie cuchnie ten biały materiał i on się ślini i nie je mięsa i co ja mam zrobić ?
Miałem tyko odnaleźć laboratorium a mi to nie wyszło bo jest kosmita. Muszę go się pozbyć i dokończyć misję.

Korianna ?


 P.S To będzie towarzysz Weeda, Kosmita 

Iseult Odchodzi

Powodem odejścia jest decyzja właścicielki.

Żegnamy, może jeszcze kiedyś się spotkamy.

Shira zmienia wygląd