Jednak nie miałem czasu, aby zajmować się pogaduszkami ptaków... pacjenci czekali. Gdy ostatnia pacjentka została zoperowana i wzięta pod kroplówkę, usadowiłem się pod legowiskiem Dandelion w celu krótkiego odpoczynku... miałem mózg i nerwy w strzępach, praktycznie długo nie spałem... Ułożyłem łeb na łapach i starałem się zasnąć. Bez problemu. Śnił mi się duży (większy ode mnie) samiec jelenia z obficie rozgałęzionym porożem.
Nagle rzuciło się na niego z tuzin dzikich kotów, lecz jeleniowaty pokonywał je w widoczną łatwością... jednych nadziewał na swoje poroża, innych ranił swoimi kopniakami...
- Na pomoc!- krzyczeli. Orion, jesteś przewrażliwiony na punkcie leczenia rannych...
Pognałem przed siebie i sen się zmienił. Leciałem w dół w stronę błękitnej wody, do której wpadłem z głośnym chluśnięciem...
Woda była niewyobrażalnie pełna ryb... nie bały się mnie. Mogłem oddychać pod wodą. Wtedy myślałem, że stałem się jedną z ryb, ale moje łapy porośnięte białą sierścią utwierdziły mnie w przekonaniu, że się mylę. Płynąłem więc, sam nie wiedziałem gdzie...
Naomi?
P.S Wybacz, ale brak weny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz