środa, 26 grudnia 2018

Od Korianny cd Weed

 Podeszłam do Weed'a. Leżał z ponurą miną bez sił do wszystkiego. Położyłam się na przeciwko niego, polizałam go w pysk i powiedziałam.
- Wszystko będzie dobrze, ludziom jak i kotom pysków nie zamkniesz, będą paplać i paplać głupoty, aż do końca życia- burknęłam i ułożyłam głowę na swoich łapach, aby mój wzrok zrównał się ze zmęczonym wzrokiem Weed'a. Uśmiechnęłam się, jak dziecko... w sumie, dopiero pięć miesięcy temu zakończyłam wiek dziecięcy i wstąpiłam w dorosły wiek, ale urok pozostał. Weed przekrzywił kącik ust do góry. No chociaż trochę udało mi się go pocieszyć i do tego namiętnie wpatrywał się w moje oczy.
- Już jest dobrze?- zapytałam. Nagle Kosmita wspiął się na mój grzbiet, zbliżył się do mojej szyi, przytulił się i zasnął.
Weed zaśmiał się cicho. Wstał, delikatnie złapał Kosmitę za pieluchy i ułożył go wygodnie na skórzanym łóżku.
- Idziemy do lasu?- zaproponował- taka przyjacielski spacer.
- A co z Kosmitą?- zapytałam.
- Śpi twardo, nie martw się.
- A gdy nagle przyjdzie tu Avatari, poszukując ciebie i zobaczy ludzkie dziecko w twoim leżu?
- Fakt o tym nie pomyślałem- wpadł w zamyślenie. Poszedł z powrotem do Kosmity i zakrył go drugą częścią zwierzęcej skóry.
- Już
- A jak się obudzi, zacznie płakać i...
- Kori, chodź, nie dramatyzuj- przerwał Weed, przykładając mi palec do ust. Kiwnęłam głową i wyszliśmy na spacer.

<Weed?>

niedziela, 23 grudnia 2018

Od Weed'a C.D Korianny

Może to niezbyt miłe z mojej strony, że zostawiłem Koriannie Kosmitę. To w końcu mój towarzysz ale dopóki Avatari rządzi nikt nie może o nim wiedzieć. Ruszyłem patrolować tereny na całe szczęście chociaż teraz był spokój. Cały czas martwił mnie fakt tego dziwnego zakochania Alfy w mojej osobie. Pragnąłem jej unikać ale w tym zawodzie to nie możliwe nie stykać swojego szefa. natknąłem się na nią w lesie.
- Weed jak Ci idzie ?
- Terytorium czyste o dziwo 
- Naomi powiedziała mi, że knujesz przeciwko mnie ! 
- To bzdura ... przysięgam.
Gdyż nie kłamałem, nie chciałem walki chciałem głosowania, nie pragnąłem władzy, ale moim zdaniem nie tak powinny wyglądać rządy w tym stadzie.
Okazując brak szacunku przez ucieczkę od rozmowy z nią ruszyłem szukać Naomi. Gdy tylko poczułem jej zapach ruszyłem czym prędzej. 
Przycisnąłem tygrysicę do ziemi.
- Co ty robisz ? 
- Nie kłam na mój temat Alfie !
- Chcesz ją obalić !
- Ale nie zabić, nie zniszczyć ! gadasz jej głupoty na mój temat a ona w to wierzy ! 
Tygrysica nie miała nic na swoje usprawiedliwienie więc dałem spokój i jeszcze kilka razy sprawdzałem tereny. Gdy się uspokoiłem wróciłem do jaskini.
- Jak tam kochanie ?
- Naomi mnie szpiegowała, nagadała głupot na mój temat Alfie, że chce ją zabić i takie tam.
- I co ?
- Sam nie wiem, nie mam na nic chęci - runąłem na ziemię 

Korianna ?

P.S: Brak weny 

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Od Akiry CD Skazy

Gazela? Lew? Czy to w ogóle możliwe?
Musiałam przeanalizować wszystkie możliwe wyjścia i zasady moralności w jego dziwnej odpowiedzi. Nie znalazłam nic sensownego. Poza jedną, ciekawą. Moje rogi powstały wskutek różnych oddziaływań innych organizmów z Drugiej Strony oraz różnych preperatów przeciwpromieniotwórczych. Może jego ludzie zmutowali z połączeniu drapieżnika z ofiarą? Oni potrafią być okrutni i wykorzystać wszystko i wszystkich na swoją korzyść. A potem zostają tylko okropne skutki. Ja jestem takim skutkiem. 
Westchnęłam. W tym momencie nie byłam zła, ani zdenerwowana. Byłam zdziwiona, a przez pewien moment zirytowana. Teraz musiałam bardziej na poważnie porozmawiać z Skazą. Zapewne - mogła to być jego prywatna sprawa, o której rzadko mówi. Przewróciłam oczami i ziewnęłam, gdy lew się odwrócił. Nie wiedziałam, co mam o nim myśleć. Nie wiedziałam też, co dzieje się w jego głowie nawet, gdy chciałam to sprawdzić. Jakby się bronił przed moją mocą; minimalnie widziałam swój obraz, który zamazywał się. Potem faktycznie - gazela. Jednakże niewiele wyczytałam. Praktycznie nic.
– Nawet jeśli twoje słowa są prawdą, to wybacz. Rogi w moim przypadku to też dziwna i straszna historia... - odparłam. Na moim pysku zawitała powaga i obojętność. - Każdego spotykają różne rzeczy. Jeśli nie chcesz mi tego opowiadać, to nie musisz. Uszanuję twoją prywatność aczkolwiek nie myśl teraz o mnie źle. Mówię tu o obecnym spotkaniu... Fakt, jesteśmy znów w tym samym miejscu i czasie, ale to zbieg okoliczności. Ostatnio często trafiam na lwy, z którymi najczęściej nie chcę rozmawiać ani marnować, że tak powiem, czasu...
Chyba teraz powinien zrozumieć, co naprawdę co myślę o tych dzikich sytuacjach wieczorem. Intrygujący samiec odwrócił się i spojrzał na mnie; westchnął i popatrzył na mój bezuczuciowy wyraz pyska. Nie musiał teraz siedzieć i spędzać ze mną czasu - jak woli. W sumie to jestem zmęczona i pragnę znaleźć sobie jakąś ciekawą gałąź.
Po chwili zorientowałam się też, że nie znam jego imienia. Póki co nie jest mi to do niczego potrzebne, ale ze względów mej kultury lubię zwracać się do każdego w jego prawdziwej tożsamości. 


Skazo?

piątek, 14 grudnia 2018

Od Skazy CD Akiry

- Otóż widzisz, drogie dziecko… - zacząłem nostalgicznie, acz bez smutku. Źrenice lwicy rozszerzyły się, jak w nadziei, że właśnie pozna sekret nieznany nikomu na świecie. Przekrzywiłem łeb nieco, jakbym zawahał się wyznać obcej osobie jedną z najskrytszych tajemnic. – To naprawdę drażliwa kwestia. – dodałem po chwili.
Lwica czekała bez słowa, ani drgnąwszy. Jej oczy zdawały się chcieć przeniknąć najskrytsze zakamarki duszy. Ogarnęła nas cisza, podczas której słychać było jedynie bicie serc i cykady gdzieś w oddali. Błękitny blask naszych spojrzeń tworzył teraz niezwykły tunel, którym można było odbyć niedaleką podróż między naszymi oczyma. Chwila zaczynała się dłużyć, a napięcie narastało.
- Moja matka była gazelą. – wydusiłem w końcu z siebie, czekając reakcji towarzyszki szalonego wieczoru. Ona zaś otworzyła oczy jeszcze szerzej, nie wiedząc do końca czy żartuję, czy mówię poważnie. Zamknęła pysk, który niezauważony otworzył się lekko gdzieś w międzyczasie, cofnęła łeb bliżej siebie i zmarszczyła nos. Podirytowana parsknęła z dezaprobatą i skrzywiła się nieznacznie. „Słaby żart nawet jak na ciebie” - zdawała się przemawiać bezgłośnie. Byłem dumny z wyniku sytuacji, mimo że starałem się nie dać po sobie poznać ani cienia uśmiechu.
- Wyjawiłem ci jedyny sekret swej marnej egzystencji. Powierzyłem ci to, czego strzegę całe doczesne życie, a ty parskasz? – zacząłem żalić się na pozór niewymuszenie. – Jak śmiesz?
Zebrałem tyłek i, odwróciwszy się na pięcie, odszedłem kilka kroków ze posępną miną i postawą. Przystanąłem, czekając reakcji.


Akira?

niedziela, 9 grudnia 2018

Od Naomi C. D Orion


-Dobrze-Odpowiedziałam tygrysowi-a mogę iść dziś do lwiej doliny?
-Hmmmmm...możesz, ale nie atakuj silnych ofiar.
HaHa chyba śnisz.
-Super! Wrócę wieczorem-wybiegłam z jaskini i pobiegłam do lwiej doliny, podróż trwała kilka godzin. Gdy dotarłam od razu zobaczyłam stada gnu, gazel, zebr i guźców były tam także samotnie spacerujące nosorożce, słonie, zające, żyrafy i kojoty. W oko wpadł mi zając i nosorożec. Zając był młody i soczysty, a nosorożec wielki i około 2 lat. Zaczęłam od zająca, pogoń trwała, były ostre zakręty aż go złapałam, zaczęłam zajadać się soczystym mięsem. Potem rzuciłam się na nosorożca. Złapałam za gardło i zabiłam. Pomyślałam, że zaniósł go Orionowi, w końcu dzięki niemu żyję. W czasie gdy rozmyślałam nad nosorożcem podkłady się hieny. Gdy usłyszałam ich śmiech złapałam nosorożca i ciągnęłam go w stronę jaskiń. Hieny podążały za mną, a gdyby mnie zaatakowały chyba nie dałabym rady, przewyższały mnie liczebnością. Nagle hieny skoczyła w moją stronę, ale ja w porę się zorientowałam i odskoczyłam, po tym wszystkie się na mnie rzuciły, złapały mnie za łokieć łapy i rozdarty ranę. Złapałam nosorożca i szybko popędziłam jak tylko mogłam, przestały mnie gonić, gdy wyczułam zapach wielkich kotów. Ja mogłam spokojnie dojść do jaskini. Postanowiłam mu nie pokazywać rany i weszłam do jaskini rzuciłam mu nosorożca.

-To w podziękowaniu za uratowanie przed kalectwem

-Dzięki, akurat byłem głodny miałem iść na polowanie

-Spokojnie starczy na jakieś 3 tygodni dla 7 osób, a dla 1 na 16 tygodni-dobrze, że sobie nie przypomniał o zakazie... Poszłam na moje łóżko i zasnęłam.




•○●Rano●○•

...




? ^Orion^ ?

Od Naomi C. D Shira



-Jak się tu znalazłaś?-zadała mi bolesne pytanie, przez co popadłam w myśli o rodzinie.
-Naomi?
-Co... a tak... długa historia
-No weź- w tej chwili zobaczyłam starego słonia bez połowy lewego rogu
-Zobacz... lubisz ryzyko- uśmiechnęłam się chytro.
-Nie -zobaczyła słonia- Nie, nie, nie chyba, nie masz na myśli- zanim zdążyła dokończyć zdanie, ja rzuciłam się na grzbiet słonia i rozdrapywałam skórę. Nagle słoń stanął na dwóch nogach i mnie zrzucił. Wbił mi róg w grzbiet, przez co miałam głęboką ranę. Jednak adrenalina, głód, zabawa i ryzyko nakręcały do działania. Złapałam słonia za szyję i rozgryzłam mu żyły. Jednak musiałam trzymać z około 20 minut wierzgającego się słonia, ponieważ miał grubą skórę. W końcu padł.
-Jeny, wierz, jak się wystraszyłam?!
-Nie, ale pomóż mi go przetargach do obozu
-Ok- ja złapałam za tylne nogi a Shira za przednie i słoń zaczął się przesuwać.

-Ale po co karmić stado to należy do myśliwych stada
-Wiem, ale nie jestem samolubem...-targałyśmy zwierzę do obozu, co zajęło pół dnia, a ja dalej nie zwracałam uwagi, na sądząc po krwi z rany zadanej przez słonia. Zostawiłyśmy słonia na środku obozu, a maluchy od razu przybiegły jeść. Zawołałyśmy resztę stada, ja wzięłam cząstkę nogi i poszłam do jaskini, w której chwilowo spałam. Znajdowała się koło pustych na razie jaskini Avatari, Weeda i Rodrigo. Położyłam się na i zasnęłam.

---Rano---

Obudziłam się i jak co dzień budząc się, czułam zapachy ziół i kwiatów leczniczych, ale coś mi nie grało między tylną łapą a brzuchem miałam bandaż. Nie mogłam ruszać lewą tylną lapą. Przyszła Shira i powiedziała...

Shira?

PS: Opowiadanie ma 219 słów, jeśli są błędy sory za to.

sobota, 8 grudnia 2018

Od Oriona cd Naomi

  Sam nie wiedziałem, co mnie napadło. Najpierw rzucam się na samicę, łaskocząc ją, a później opowiadam jej moją historię, a ona odegrała się tym samym. Koniecznie musiałem wrócić do chorych, ale w tym momencie ktoś przyszedł. To był Rodrigo.
- Co ci dolega, Rodrigo?
- Orion, dzisiaj jest niedziela, daj sobie spokój!- powiedziała za mną Naomi.
 Ta samica miała potworny tupet, żeby wyznaczać mi dni roboty. Odwróciłem się do niej i syknąłem.
- Wracaj na swoje miejsce! Zajmę się tobą później!
 Samica wcześniej uśmiechnięta, teraz lekko zażenowana wróciła na swoje leże.
Rodrigo tylko chciał, aby się zająć jego starymi ranami...
- Wszystko w porządku, Rodrigo?- spytałem, ocierając żywicą i rumiankiem stare rany po wielu bitwach... uskarżał się, że stare blizny mu również dokuczały.
- Tak.- powiedział Rodrigo bez emocji, wciąż wpatrzony w jeden obiekt wzrokiem pełnym obojętności. Wiem, o co mu chodzi... wciąż rozpacza po swojej ukochanej, ale co najgorsze, nic... ale to kompletnie nic nie jest w stanie go pocieszyć.. Ukoić jego ból psychiczny. Z bólem fizycznym jest o wiele łatwiej. Samiec odszedł i mogłem się zająć innymi... w tym namolną Naomi.
- Rany się ładnie goją- powiedziałem- Czujesz się już w pełni sił?
- Tak, ale dalej mam słabe łapy- rzekła.
- To dobrze, ciesz się, że całkowicie nie straciłaś czucia w łapach, używanie z nadmiarem mocy leczenia bywa niebezpieczne! Nawet na twój układ nerwowy! Musisz swoją moc używać z rozwagą... tylko to cię ratuje, przed trwałym kalectwem.
- Dobrze- oznajmiła.

<Naomi?>

niedziela, 2 grudnia 2018

Od Akiry CD Skazy


Dlaczego ostatnie mi czasy przypadkiem trafiam na niechciane osobniki?
Nie dość, że los krzyżował moje drogi z białym tygrysem, to teraz natrafiłam na innego lwa. Akurat, gdy przechodził tamten samiec, moja mysz musiała mi się wyślizgnąć. Jak ja nienawidzę zwracać na siebie uwagi. Nie zainteresował się moją osobą. Dobrze. Poszedł. W końcu miałam ciszę. Tu na drzewie są marne szanse, że ktoś do mnie podejdzie i zacznie mi przeszkadzać.
Nawet nie wiem, kiedy ucięłam sobie drzemkę na tym drzewie. Obudziło mnie jasne światło pełni księżyca przebijające się przez liście i gałęzie drzewa. Przeciągnęłam się i usłyszałam ciągnięcie się po ziemi czegoś ciężkiego. Spojrzałam w dół i ujrzałam tego samego lwa, co wcześniej. Przytargał świeżo upolowaną ofiarę. Sumienie podpowiedziało mi, abym go przeprosiła za wcześniejsze zdarzenie. W sumie nie wiem po co to zrobiłam, ale niech mu będzie. Nie było większej interakcji niż wspólne spojrzenie; dobrze, więcej mi nie potrzeba.
Weszłam z powrotem na swoją gałąź; lew spojrzał na mnie swymi równie błękitnymi oczami co moje i zaczął się oddalać od ofiary. Zdziwiłam się, bo dopiero co ją upolował. Może o czymś zapomniał? Mniejsza. Zapewne spadła na mnie odpowiedzialność, by nic nie stało się jego kolacji. Tak też zrobiłam; czekałam aż wróci. Słyszałam szelesty w krzakach i głosy niektórych zwierząt. Nie były podejrzane, dopóki nie usłyszałam hien. One pewnie wyczuły zapach zabitego zwierzęcia i chętnie chciały go skraść. Zawarczałam wywołując wysokie decybele i usłyszałam dalej tylko oddalający się głos i pisk padlinożerców.
Po jakimś czasie lew wrócił. Faktycznie, był po coś. Miał ze sobą sakiewkę. Z czym? Nie wiem. Popatrzył się na mnie z lekkim zdumieniem i zaczął pałaszować zawzięcie swoją zdobycz. Odwróciłam się na plecy na gałęzi i zaczęłam wpatrywać się w niebo. Nawet nie wiem kiedy lew zniknął spod drzewa, a mi udało się uciąć drzemkę.
Wstałam. Księżyc wysoko. Oświetlał całą puszczę. Cudowny widok. Pomyślałam iż by lepiej widzieć gwieździste niebo na łące, która była niedaleko. Zmieniłam się w szarą mgłę z prochem i przelatywałam majestatycznie las. Natrafiłam na polanę. Przybrałam znów swoją postać, a proch został rozwiany przez chłodny wiatr. Była tu taka niesamowity spokój i brak żywej duszy, dopóki wicher nie przyniósł mi zapachu samca widzianego dzisiaj.
Znowu spotykam kogoś przypadkiem. Los mnie chyba nie kocha.
Warknął na mnie; nie zdenerwował mnie tym. Nie miałam powodów, by być na niego zła. Po prostu nasze drogi się skrzyżowały. Posłałam mu pokojowy i tajemniczy uśmiech, po czym poszłam dalej. Na środku pola zobaczyłam jakiś pagórek i tam postanowiłam się ułożyć. Ostatnio stwierdziłam, że strasznie dużo leżę.
Patrząc tak usłyszałam jak lew ziewa i podnosi się z ziemi; zerknęłam na niego. Wydawał się z góry mniejszy. Odchrząknął, po czym zaczął coś mówić:
– Jeśli mogę wiedzieć... kim jesteś i czy mnie śledzisz?
Zaczęłabym się teraz głośno śmiać, ale cóż kultura czegoś wymaga. Wszystko ze względu na moją posadę szpiega. To był czysty przypadek.
– Nasze drogi widać lubią się krzyżować - odparłam i przeciągnęłam się.
Wstałam i teraz dostrzegłam samca w pełnej okazałości. Dostrzegłam też nasze zaskakujące podobieństwo. Kolorystyka sierści, oczy i... rogi. Rogi. Niesamowity fakt. Nie jestem jednak sama. Uznałam go przez to godnego mej uwagi. Chyba tylko przez to. Dziwne jest też to, że jeszcze nie odstraszyłam go swym wyglądem. On zaś wydawał się być straszny, mimo wszystko był po prostu zwykłym lwem.
Siedzieliśmy tak przez chwilę obserwując siebie; lew po chwili otrzepał grzywę. Miał coś mówić, ale miałam do niego ciekawsze pytanie. Otóż skoro on miał rogi... to skąd? Czyżby niegdyś też wpadł w ręce Scamander’a w organizacji, a ja po prostu go nie widziałam? Nigdy nie spotkałam?
Zanim samiec cokolwiek wydusił spytałam:
– Nie chcę się teraz wtrącać w twoją prywatność, ale... zaintrygowały mnie dwie rzeczy na twej głowie. Chodzi o dwa długie rogi niczym u antylopy. Jeśli mogę spytać... jak ci się pojawiły?
Lew westchnął z zastanowieniem, po czym spojrzał na mnie. Miałam pysk pełen powagi i zrozumienia gotowy do wysłuchania samca.



Skaza?


Jakaś ciekawa konwersacja między tym dwojgiem?

Od Korianny C.D Weed

 Pierwszy raz widziałam Weed'a tak wkurzonego. Co prawda, mój ojciec odebrał to źle, więc jednym ruchem łapy sprawił, że Weed wylądował na ziemi, przygnieciony do ziemi.
- Jak śmiesz się tak zwracać do mojej córki!- ryknął ojciec.
- Tato, tato spokojnie, wziął cię za obcego, proszę nie rób mu krzywdy, on jest moim chłopakiem!
 Mój ojciec spojrzał z dezorientacją na Weed'a, który wyglądał tak samo, jak on.
- Kori? To jest twój ojciec?- spytał Weed, robiąc minę totalnego idioty.
- Tak, to mój tata, jak mniemam już zdążyliście się zapoznać, co prawda w nieprzyjemnych okolicznościach.- burknęłam tylko. Mój ojciec zabrał łapę i pomógł Weed'owi wstać.
- Korianna? Czy on nie jest za stary dla ciebie?- zapytał ojciec.
- Nie, jest idealny- odpowiedziałam i przytuliłam się do Weed'a.
- Proszę mi wybaczyć, nie wiedziałem, że jest pan ojcem Korianny.
 Całe szczęście wszystko poszło, jak po maśle. Rozstaliśmy się, machając ojcu na pożegnanie. Cała byłam rozradowana, że spotkałam się z ojcem, z którym dawno się nie widziałam.
- Nie jesteś zły?- zapytałam.
- Na początku kopara mi opadła, gdy cię zobaczyłem w objęciach innego, zagotowało się we mnie, ale skoro on jest twoim tatą, to w porządku- oznajmił Weed. Pocałował mnie w usta. Zrobiło mi się ciepło.
-  A co z Kosmitą?- zapytał.
- Śpi, jak zabity. Ukryłam go w bezpiecznym miejscu, aby Avatarii nie mogła go znaleźć.
- Sprytnie.
- No wiem, bo jestem sprytną samiczką.
 Położyłam się w mieszkaniu Weed'a. Kosmita spał dalej.
- No to, co teraz robimy?
- Czy mogę teraz wrócić do moich obowiązków?- zapytałam.
- Nie, musisz pomóc mi ukrywać Kosmitę, bo sam nie dam rady.
Westchnęłam cicho.
- No dobrze.
- Grzeczna- polizał mnie w policzek.
 Weed wrócił do swoich obowiązków. Zostałam sama.
- No i co teraz mam zrobić z tobą, Kosmito?

Weed?

Od Weed'a C.D Korianny

Zasnąłem niczym dziecko obejmując ukochaną. Rankiem gdy wstałem Kori jeszcze spała, udałem się na polowanie aby przytaszczyć coś do jaskini. Po drodze jednak czekała mnie niezbyt przyjemna niespodzianka. Rodrigo załamany siedział nad rzeką, stary samiec za pewne nadal rozpaczał nad miłością swojego życia. Podszedłem więc do niego i zacząłem swoją gadkę.
- Siema Rodrigo ... co znowu gorszy dzień ?
- Każdy dzień jest zły ... 
- Rod jej już nie ma i nigdy nie będzie, przynajmniej nie cierpi jak my. - szepnąłem 
- Co ty możesz wiedzieć ... kochałeś kiedyś ? ... Nie ... miałeś kogoś .. Nie ... Dla ciebie liczy się tylko ślepe odzyskanie wolności .. chcesz wierzyć w coś nieosiągalnego .. jesteś młody jak będziesz w moim wieku zrozumiesz, że marnujesz czas.
- Sprytnie schodzisz z tematu Rod ... jednak ja nigdy nie przestanę wierzyć. 
- Cudownie ... bo ja nigdy nie zapomnę o dark i nie przestanę cierpieć - ryknął.
- Chciałem tylko ...
- Pocieszyć .. nie da się ... spadaj Weed i daj mi spokojnie nic nie robić.
- Jesteś beznadziejnym Betą ...
- Nie tobie mnie oceniać .. 
Ruszyłem dalej na polowanie ... znalazłem ofiarę a stał się nią piękny Oryks, ruszyłem do ataku.
Goniłem tego szybkiego zwierza kilka minut gdy w końcu, rzuciłem się na niego wbiłem kły w tętnice szyjną a potem cóż odpuściłem. Zwierzę krwawiło obficie, spokojnie czekałem aż opadnie z sił a gdy tak się stało, złamałem kark i zabiłem zdobycz.  Wziąłem ją pysk i ciągnąłem po ziemi. Gdy nagle spostrzegłem w oddali Koriannę w objęciach jakiegoś dorosłego dojrzałego lwa. Przez chwilę kopara mi opadła. Wiedziałem, że lubi dużo starszych, nie ukrywała zainteresowania Rodrigo gdy się poznaliśmy. Pozostawiłem zdobycz i ruszyłem w ich stronę, oczywiście gdy już byłem blisko, przestali się przytulać. Zmartwiło mnie bo lew był obcy a znajdował się na naszych terenach. Nie powitałem go zbyt serdecznie gdyż z obnażonymi kłami i głośny porykiwaniem. 
Korianna spojrzała na mnie wraz z samcem.
- Co to za jeden i co robi na terenach ... - ryknąłem głośno

Korianna ?

Od Korianny C.D Weed

 Avatarii była potwornie straszna. Jej głos brzmiał desperacko, a co najgorsze, że Alfa poszła z nim, gdy powiedziała, aby upolował mu nową zwierzynę. Nie byłam na niego zła, ale gdy wrócił, była późna noc. Był zmęczony, jego wzrok dostatecznie dobrze to okazywał. Położył się obok mnie, ziewnął i powiedział mi w skrócie, jakie zadanie mu przyznała Avatari. Opatulił mnie swoim potężnym ciałem, przez co zrobiło mi się ciepło. Otulił swoją łapą moją szyję, polizał mnie w głowę i zasnął. Weed jest kochany.
Następnego dnia rozpoczęłam spacer samotnie, Kosmitę zostawiłam w jaskini, bo zapadł w głęboki sen, że nie sposób go obudzić. Przechodziłam przez tereny łąki, gdy nagle zauważyłam potężną sylwetkę lwa. Zaniepokojona podeszłam bliżej...był w kłębie był wysokości naturalnej do dorosłego lwa, miał piękną czarną grzywę. Na początku myślałam, że to mój kochany Zack- mój były kochanek, który zginął na froncie, jednak blizna, którą nosił samiec na lewym ramieniu utwierdził mnie w przekonaniu, że to nie Zack..tylko... MÓJ OJCIEC! Bez zastanowienia pobiegłam w jego stronę i wtuliłam się w jego grzywę. Ojciec na początku nie rozpoznał mnie, więc powitał mnie głośnym warknięciem.
- Tato, to ja, Korianna!
 Tato na głos mojego imienia, odegnał agresję, a na jego pysku wskoczył uśmiech.
- Kori, córciu, co ty tu robisz?
- Jestem członkinią Stada, to teraz mój dom.
- A jednak uciekłaś-powiedział ojciec, widocznie zadowolony.
- A gdzie mama?
- Ja i twoja matka znaleźliśmy jaskinię niedaleko. Oczywiście zdążyliśmy zauważyć, że tutaj jest jakieś stado, więc nie ryzykowaliśmy podchodzić bliżej.
- Możecie dołączyć, Alfa jest otwarta na nowych członków.
- Wybacz, córciu, ale nie chcemy się nikomu narzucać... poza tym. Korianno, czuję od ciebie innego samca! Jesteś z nim w związku?
 Sama nie wiedziałam, czy powiedzieć mu prawdę. Jednak mój ojciec, to nie Avatari.
- Tak, to mój chłopak, nie martw się!On dba o mnie i kocha mocno, raczej nie pozwoli, aby stała mi się krzywda, jestem w dobrych łapach.
- To dobrze, dobrze cię znów widzieć- Ojciec objął mnie swoją mocarną łapą i przytulił do swojej gęstej miłej grzywy.
Nagle wyczułam obecność Weed'a. To trochę dla niego będzie dziwnym widokiem, że tulę się do obcego mu samca i żeby nie pomyślał sobie Bóg wie co.

Weed?

Od Naomi C.D Orion

Obudziłam się, o czwartej rano, a Orion spał jak zabity, położyłam się koło niego i zasnęłam. Obudziły mnie jego drgawki, jakby dostał padaczki. Zaczęłam go trząść, a on się nie budził, to musi zadziałać hihihihi, przyniosła wiadro z wodą i wylałam mu, na głowię. On od razu się obudził i przyczepił się do góry jaskini, a ja pokładają się ze śmiechu.
- HAHAHHAH!!!-zeskoczył i zaczął mnie gilgotać.
- I teraz mamy wyrównane haha!
- Ej! :p
- Dobra idę do p....
- Nie idziesz bo dziś Niedziela!
- To może.....co by tu robić?..... A właśnie nic mi o sobie nie opowiadałaś, poznajmy się.
- Ok wiec tak.... Urodziłam się na polu bitwy, gdy skończyłam 3 lata, gdy odkryłam swoje umiejętności. Ludzie oddzielili mnie od wszystkich i trenowali. Używali przemocy, aż się zaczęłam słuchać. Któregoś dnia uśpiono mnie, trafiła do skrzyni i zostałam sprzedana za ogromną fortunę. Zostałam kupiona przez plemię Krwawego Wodospadu. Chciano mnie ujeździć, jednak nikomu się to nie udało. Gdy zjawił się wódz plemienia i nakazał nie karmić i nie poić jej przez 3 dni i 3 noce. Niestety uległam. Zabrano mnie na pole bitwy, pełno ciał krwi i trupów oraz strzałów. Totalny chaos wielki bezlitosny mord. Jej jeździecka postrzelono, a ona uciekła z pola bitwy, aż znalazła się na terenach Stada Potępionych Dusz i postanowiła dołączyć. A ty?
- Ze mną tak.... Urodziłem się w niewoli a, moi rodzice mieli lecznicze umiejętności, przez co ludzie od razu wiedzieli jak mnie wykorzystać. Co prawda nie zależało im na agresji, ale bardziej na delikatności tak, aby każdy mógł mnie dotknąć i uleczyć swoje rany. Wszystko było dobrze, dopóki byłem malutki i nie sprawiałem problemów. Moi rodzice przy mnie stali się zbędni i nie wiem, co się z nimi stało, czy wysłani zostali na front, czy może uciekli. Rosłem i stawałem się coraz bardziej niespokojny i nieprzewidywalny dla ludzi, przysparzałem im kłopoty, dlatego zaczęto używać przemocy wobec mnie, aby mnie złamać, ale ja się nie dałem. Wykorzystałem swoje pozostałe umiejętności, aby się wyrwać z ludzkich rąk.
I nie był zaskoczony, że z pierwszym razem się im wyrwał, ruszył w poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi. Gdzie nikt go nie będzie chciał wykorzystać do osobistych celów, gdzie to ja będę panem swojego losu. Dotarłem, aż tutaj spotkałem innych, którzy byli w tym samym piekle co ja i zostałem ...
- A jakie masz umiejętności?
- Odkąd pamiętam, miałem zdolność do leczenia innych, za pomocą zwykłego dotyku i przekazywaniu swojej energii, o dziwo nie traciłem sił tak szybko, jak osobnicy posiadający podobne umiejętności.
Poza leczeniem mam zdolności magiczne, sam nie wie, czy od urodzenia je ma, czy może dostał je od kogoś. Jednak to ciekawa kombinacja białej magii, a zarazem Mroku. Tak jakby w jednej osobie miał siły Yin-Yang uzupełniające się nawzajem ze sobą. Jego umiejętności są, na wysokim poziomie rozwinięte potrafi wyczuć, czy Samice są brzemienne i będą miały potomstwo, jego wąsy są bardzo czułe i nigdy się nie myli. Jeżeli ktoś zostanie otruty albo przewlekle się z czymś męczy Potrafię uleczyć to już w najwcześniejszym stadium choroby, a nawet i zaawansowanym.
Bycie medykiem jest odpowiedzialną funkcją, czasem muszę znać się na zielarstwie, dlatego mam bardzo obszerną wiedzę na temat roślin leczniczych i przyrządzaniu mikstur. Orion i jego wszechstronne uzdolnienia pozwalają wnikać do umysłów i nieść tam prawdziwe zniszczenie psychiczne, pociągać za odpowiednie nerwy, przez co osoba z bólu, jaki im zdaje przeciwnicy i padają z łap, jest to ból psychiczny, a zarazem fizyczny. Nigdy nie zastanawia się, co jest gorsze. Potrafi przenikać umysły i czytać myśli niczym otwartą księgę. Poza tym potrafię na jakiś czas sprawić, że moje ciało będzie zdolne przechodzić przez materie stałe, niczym duch przenika przez ściany.
- Ok tylko plis Nie rób mi tego... a moje to te dlatego właśnie mnie trenowali.
- Zianie lodem
- Super szybkość
- Leczenie innych
- Niewidzialność ze wszystkim, co ją dotyka.
- Oślepianie przeciwnika
- Zmiana wyglądu księżyca
Ktoś wszedł do jaskini...

Orion?

PS: Naomi, robisz potwornie dużo błędów, popracuj nad przecinkami i pisownią. To po pierwsze. Po drugie, jeśli w swoim opowiadaniu, zdecydujesz się na kopiowanie czyjejś historii, jeśli nie chcesz się zbytnio męczyć nad długością opowiadania, to chociaż zmieniaj je z osoby trzeciej na pierwszą. Po trzecie, zwróć uwagę na charakter Oriona. On raczej nie jest takim miłym kotkiem, który rewanżuje się łaskotkami. To tyle z mojej strony. 

Od Naomi C.D. Avatari

-Proszę, wybij Koriannie Weeda z głowy.
-No....
-Proszę.
-O...o...ok, ale pierw zwęszę Weed'a- nie wierzyłam w to, że Alfa mi ufa ja własnej matce i to, że nie chce, by Weed się zakochał.
-Ok
Wyczułam zapach Weeda i Korianny w jej jaskini, rozmawiali.
-Weed wiesz, że to nie jest dobry pomysł, by, być Alfa i nie masz sposobu na nią.
-Mam dwie albo będę prosił i zebrał o głosy, albo... zabije alfę- nadepnęłam na liście, a on to usłyszał.
-Ej ty!!!
-Tak?! Ja?! Jak mogłeś rodzoną siostrę zdradzić?!-najeżyłam się ze wściekłości. Jak on mógł! Zastanawiałam się, czy dobrze robię? Jednak nie nie mogłam go zabić, bo by mnie wygnano, więc zaczęłam uciekać, aż mnie zgubią. Popędził aż niczym błyskawicy piorun do Avatari. Opowiedziałam jej, co się wydarzyło.

-Jak on mógł? !?!?!-rozwaliła łapą wystawiający z ziemi kawałek skały.

-.....

Avatari ?

Od Akiry C.D Orion


Wycofał się. Czyżbym go zniechęciła? Ups. Jednak odstraszam swym odrażającym wyglądem.
Gdy zjadłam spokojnie posiłek postanowiłam się zdrzemnąć. Poszłam w tym celu do lasku, który był obok i wskoczyłam na średniej wysokości drzewo. Długo sobie nie poleżałam, bo usłyszałam mocne kopnięcie w drzewo. Odwróciłam się i dostrzegłam trzy zebry kopiące w drzewo. Jedna z nich złapała za gałąź, na której leżałam, a inna dodatkowo kopnęła w pień. To wywróciło mnie z równowagi i spadłam pod kopyta zwierząt. Nie wiem, co się działo dalej; straciłam przytomność, a ostatnim moim widokiem były kopyta zwierząt. Musiałam mocno oberwać. Wszystko zapewne przez moją ofiarę, którą zabiłam wcześniej. Byłam zła i zirytowana w środku na zwierzęta; zebry miały pecha. Zapamiętałam ich zapach. Łatwo będzie mi je potem dorwać.
Pamiętam jedynie przeszywający ból, a po jakimś czasie jakbym odpłynęła z tego świata. Snuły mi się myśli o stadzie zebr, które zaczęło mnie deptać mimo mej samoobrony. Moje wszystkie moce jakby wysiadły i nie mogłam zniszczyć ich myślami.
Obudziłam się w nieznanym miejscu, jakby szpitalnej jaskini. To znaczy, że zostałam uratowana i chyba żyję. No dobra, los tak chciał.
Otworzyłam szerzej oczy i pierwszą osobą, którą ujrzałam był Orion. Dlaczego akurat on? Mógł to być każdy.
Nie wiedziałam co powiedzieć, ale on szybko zaczął konwersację:
– Żyjesz, to dobrze. Narkoza zadziałała. Twoje żebra były w bardzo złym stanie...
Miałam przez chwilę kminę kim on jest i po chwili przypomniało mi się, że mamy frakcje medyków.
– Jesteś medykiem? - spytałam odbiegając od tematu.
– Tak. Inaczej bym ci nie zrobił operacji i usunął połamane żebra...
Podniosłam się i poczułam chwilowy ból, który po chwili przestał. Kurde, faktycznie musiało być wcześniej źle.
– Nie powinnaś teraz biegać. Poczekaj kilka dni, aż ci się zagoi i staraj się nie przemęczać. Poczuj się lepiej i uważaj.
Spojrzałam na niego spod łba, po czym odwróciłam głowę ku niemu.
– Całe życie w długach... Dziękuję, że mi pomogłeś. Znajdę tylko te zwierzęta, a rozszarpię wszystkie... - odparłam z niesamowitym spokojem.
Po chwilowym myśleniu dodałam:
- Nie wiem, co by się dalej ze mną stało, gdyby ktoś po mnie nie przyszedł. Ah, powinnam ci to jakoś wynagrodzić... jakieś pomysły? - zarzuciłam krótko, by mieć to już z głowy.
Teraz tylko musiałam wymyśleć coś, jak miałam zamiar odpłacić się za ten dług i prawdopodobne uratowanie życia. Nie chciałam mu więcej wchodzić w paradę, a tu masz ci los. Za każdym razem magicznym sposobem zjawia mi się na drodze i dzieją się różne, dziwne sytuacje.



Orion?

sobota, 1 grudnia 2018

Od Skazy DeNoir Do. Akiry


Zapadł zmierzch. Większość lwów poszła spać i nad okolicą zapanowała błoga cisza - nie da się ukryć, że to właśnie była moja ulubiona pora doby, kiedy to niknął zgiełk, powietrze robiło się rześkie, a zapachy było czuć ze wzmożoną siłą. Postanowiłem udać się na przechadzkę. Tereny, które zasiedla stado, do którego teraz należę są prze ciekawe i nawet lew w pełni sił nie zdążyłby się z nimi zapoznać zbyt szybko. Wziąłem sakiewkę oraz listę ziół, których zabrakło w moich zapasach, a nuż uda mi się coś odnaleźć.
Mrok do cna opanował puszczę i teraz szedłem już w zupełnym spokoju. Oddaliwszy się o co najmniej dwa kilometry od śpiącego stada, omal nie zostałem zbombardowany ogryzionymi zwłokami myszy. Zadarłem łeb do góry. Zaraz nad moim łbem, na gałęzi wylegiwała się samica. ,,Jakaś niewychowana lwica.” – pomyślałem. Skrzywiłem się na jej widok i prychnąłem z pogardą. ,,Jeszcze jeden taki wyskok i tego pożałuje.” – znów odezwał się głos mojej świadomości. Pozbierałem szybko jęzorem resztki gryzoni i ruszyłem dalej starając się utrzymać gniew w ryzach. Wkrótce ścieżka zaniknęła całkowicie i od teraz przyszło mi przebywać dziewicze gęstwiny. Właściwie to całkiem spodobała mi się wizja bycia lwem, który stąpa po tych terenach jako pierwszy od dawna. Postanowiłem dokładniej zbadać roślinność – być może znajdę coś przydatnego... Jak się okazało przeczucie mnie nie myliło, znalazłem wiele rzadkich roślin. Zebrawszy je, odłożyłem do torby. Po chwili wyczułem apetyczny zapach… bardzo apetyczny. Czymkolwiek było to stworzenie, postanowiłem je odnaleźć i schwytać. Zdając się na węch, po żmudnych poszukiwaniach odnalazłem to urocze, słodkie stworzonko. Jego mięso, mięśnie poruszające się pod cienką skórą, przyprawiało mnie o dreszcze rozkoszy, już czułem w wyobraźni jego smak. Pozwoliłem sobie jeszcze na chwilę obserwacji ostatnich chwil życia tego trawojada.
Zakradanie się miałem opanowane do perfekcji, a pod kamuflażem zapachu ziół, ofiara nawet nie poczuła mojego zapachu. Wbiłem zębiska idealnie w tętnicę. Utrzymanie trzepoczącego się z przerażenia, bólu i rozpaczy cielska nie było łatwe. Zwłaszcza przy moich rozmiarach, sile i fakcie, iż rozpraszał mnie ten silny zapach i smak. Kiedy już danie było gotowe, postanowiłem wywlec je na bardziej otwartą przestrzeń, gdzie w spokoju będę mógł je skonsumować.
Puszczając w niepamięć incydent sprzed kilku godzin, przeszedłem obok drzewa, z którego niegrzeczna nieznajoma chciała mnie obrzucić resztkami swojej przekąski. Rozłożywszy się ze smakowitą zwierzyną, instynktownie spojrzałem na wspomniane drzewo, próbując dostrzec czy aby nadal nie kryje się tam jakaś nieproszona na moją kolację podlizna. Błysnęły błękitne ślepia i zeskoczyła z drzewa, zaczynając dialog.
- Ta myszka upadła mi niechcący.. – przeprosiła.
Patrzyłem beznamiętnie. Przypomniało mi się, że zostawiłem sakiewkę kilkadziesiąt metrów stąd. Musiałem ją jak najszybciej odzyskać. Zastanawiałem się intensywnie czy zostawiając mięso, będzie ono bezpieczne i czy lwica nie zechce mi go porwać. Postanowiłem wystawić ją na próbę i zaryzykować. Zawsze będę mógł się na niej zemścić, jeżeli zrobi coś wbrew mnie. Usłyszałem tylko szeleszczącą trawę. Nie odwróciłem się.
Wróciłem po chwili. Mięso nieruszone, jeszcze ciepłe. Przystąpiłem do posiłku, pełen zdumienia, że nie skusiła się na tak apetyczny kąsek.
Po posiłku udałem się na odpoczynek. Wspaniała, oświetlona słabym światłem księżyca polana w sercu lasu, z wysoką bujną trawą. To było moje miejsce na krótką drzemkę. Ułożyłem się wygodnie. Usłyszałem szelest. Poczułem zapach natrętnej lwicy. Postanowiłem udać, ze mnie nie ma. Może mnie nie zauważy… Nadzieja matką głupich. Już po chwili poczułem na sobie jej wzrok. Warknąłem rozwścieczony, jednak zamiast przeprosić uśmiechnęła tajemniczo pod nosem. Chyba nic nie było w stanie jej rozzłościć, zasmucić ani tym bardziej porzucić zaintrygowania.

Akira ?

Od Weed'a C.D Korianny

W mojej jaskini rozległ się głos Avatari, Korianna wraz z Kosmitą ukryła się a ja wyrzuciłem ciało gnu i zacząłem jeść. Gdy tygrysica weszła oderwałem się od posiłku i oblizałem.
- Widzieliśmy się chwilę temu ... coś się stało ? - spytałem 
- Tak ... mam zadanie dla Ciebie.
- Kolejne ponad moje możliwości ?
- Martwisz się tym, że w pojedynkę nie zniszczyłeś laboratorium ?
- Musiałbym mieć całe wojsko, a było by ciężko ... - mruknąłem.
- Coś się z tobą dzieje, jeszcze niedawno nie miałbyś z tym problemu. 
- Nie jestem bogiem, mogę wpadać na front walczyć, uwalniać dzikie koty, odkrywać tereny.
- A nie jesteś w stanie zaspokoić potrzeb Alfy ?
- Jesteś za młoda dla mnie tak, poza tym nie interesuje mnie twoja propozycja, co powiesz stadu, że się puściłaś z przyszywanym bratem, a może, że cię ktoś zgwałcił albo że ja Cię zgwałciłem ! 
- Nie wygłupiaj się Weed, dobrze wiesz, że nie zostało dużo czasu ... jesteśmy tutaj sami po za tym jestem sama i ty sam nikt się nie dowie.
- Tu chodzi o mój honor a nie o to co inni myślą, a teraz wyjdź chce spokojnie zjeść.
- Chętnie Ci po towarzysze nic nie jadłam dzisiaj jeszcze.
- To jest tygodniowa antylopa gnu nie jest zbyt smaczna. 
- To chodź upolujemy coś razem .. 
- N ...
- To rozkaz łapa mnie boli, jestem głodna ... 
- Dobra .. 
Wyszliśmy wraz z Avatari z jaskini, znalazłem stado gazali i złapałem jedną, zaniosłem zdobycz do jaskini Avatari i stwierdziłem, że muszę wracać do siebie ale mnie zatrzymała. 
- Misja ... - mruknęła 
- Myślałem, że polowanie to ta misja 
Musiałem ją rozbawić bo się zaśmiała dość głośno.
- Jaka ?
- Zbadaj jaskinię mocy ... 
- Dobra ... -westchnąłem 
Od razu pobiegłem w nowe miejsce, nic nadzwyczajnego, poza tym, że jaskinia była jasna i miała kolorowe kryształy, spędziłem tam około godziny aby się upewnić, że jest z nią wszystko okey. Wróciłem do jaskini Avatari i zdałem raport. 
Wieczorem wróciłem do siebie i przywitałem się z Kori ?
- Co chciała ?
- Polowanie a potem sprawdzić miałem jaskinię mocy ... ni ciekawego obawiam się coraz częstszych wizyt. -westchnąłem 
Położyłem się wraz z Kori do snu ... 


Korianna ?


Od Korianny C.D Weed

 Byłam zaszokowana tym, co powiedział Weed. Avatari chciała, aby Weed się z nią przespał, aby dać jej potomstwo. Przytuliłam się do niego.
- Kocham tylko ciebie.
- Obiecujesz?
- Tak, no chodź tu- powiedział i pocałował mnie w usta. Był to szczery pocałunek.
- Dobrze, wierzę ci.
Popołudnie minęło szybko i nastał wieczór. Kosmita przyssał się do mojej piersi, Weed leżał obok mnie.
- Wiesz, pięknie wyglądasz, gdy go karmisz prowizorycznym mlekiem- zachichotał tylko.
- Może gdybym miała swoje, to i on miałby dostęp do pełnowartościowego mleka.
- Rozumiem- odparł.
- Ale ja nie chcę ich mieć, za dużo obowiązków...
 Weed zachichotał znowu.
- No dobrze.. zjedzmy coś, bo bredzisz z głodu.
 Zjedliśmy to, co pozostało z upolowanej wcześniej przez Weed'a zwierzyny.
Nagle usłyszeliśmy głos Avatari. Serce stanęło mi w gardle... Weed uniósł wysoko głowę.
- Chowaj się!- mruknął Weed, a ja posłusznie zabrałam ze sobą Kosmitę i schowałam się w ciemnym zakamarku. Póki Kosmita jest zajęty piersiami, siedzi cicho, a ja przyglądałam się tej całej sytuacji.

Weed?

Od Weed'a C.D Korianny

Bawiłem się z Kosmitą a gdy Kori się obudziła poprosiłem aby z nim została. Przystała na to jednak nie była zbytnio zadowolona. Wyszedłem z jaskini i przy okazji napiłem się wody po drodze Gdy stanąłem na progu zawołałem Avatari a ta radośnie mnie przywitała.
- Cześć co to za humorek.
- Znalazłam to w jaskini mamy ... - pokazała mi coś w rodzaju pamiętnika i otworzyła na jednej ze stron. 
- Co to ma być ?
- Najwidoczniej nie jesteśmy ze sobą spokrewnieni ani trochę ...
Faktycznie mam opisała jak znalazła małą Avatari na polu bitwy ...
- To chyba nie jest nic złego .. nic to nie zmieni prawda ?
- Weed, zmieni ja muszę Ci coś powiedzieć ... ale czy Kori i Ty jesteście parą. 
- Nie .. przyjaciółmi ...dobrze wiesz, że miłość osłabia. 
Avatari rzuciła się na mnie i zaczęła namiętnie całować, zżuciłem ją z siebie 
- Co ty odbiło Ci ! - ryknąłem 
- Weed, proszę daj sobie to wyjaśnić, zakochałam się w tobie, myślałam, że jesteśmy rodziną ale skoro nie jesteśmy proszę odwzajemnij to uczcie ..
- Nie mogę ... nie rozumiesz !
- Nie chce abyś mnie kochał, chce abyś dał mi jedną wspaniałą noc i potomstwo ..
Oczy wyszły mi z orbit, myślałem, że to zły sen ale ponownie samica liznęła mnie w pysk. 
Chciałem ją uderzyć, ale przecież to wbrew zasadą. 
- Avatari ... ogarnij się, nie chce tego, nie kocham Ciebie ani nikogo rozumiesz !
- To co Ci szkodzi się ze mną przespać ... 
- Dużo ... nie jestem taki - wybiegłem z jej jaskini 

**** Trzy Godziny Później ****

Byłem w szoku, ale postanowiłem wrócić do Kori, samica na mój widok ucieszyła się.
- Nie ciesz się ...
- Co się stało
- Avatari znalazła pamiętnik, mamy nie jesteśmy spokrewnieni, rzuciła się na mnie chciała aby ją wyruchał i zrobił jej dzieci ... powiedziałem, że ja nie potrafię kochać ..a ona to nic, że chce tylko się ze mną przespać i mieć młode ... jestem w szoku ...
- Co !! dlatego tak bardzo się interesuje tobą, wymyśla Ci masę zajęć ? i zaprasza do siebie.
- Kori kochanie ja nie wiedziałem, że ona jest tak zakochana we mnie .. ale ja kocham Ciebie, ona to wariatka ... 
- Powiedz jej o nas 
- Kori, nie dopóki nie zajmę jej miejsca ...

Korianna 

Od Oriona C.D Akiry

- Idź w cholerę!- szepnąłem, gdy dziwna rogata samica odchodziła. Czułem wciąż głód nie do wytrzymania... wstałem więc i poszedłem w stronę małej grupy zebr. Jednak na skraju łąki widziałem tą rogatą samicę, jedzącą końskie mięso. Od razu zniechęciło mnie to do dalszego polowania. Wycofałem się powoli, po czym zrezygnowany wróciłem do jaskini do swoich pacjentów. Wracając do jaskini, poczułem zapach krwi... mięsa... Dandelion złapała dla siebie kilka myszek polnych.
- Dandelion, proszę, podziel się ze mną.
 Sówka spojrzała na mnie, kłapnęła kilka razy dziobem, łykając martwą myszkę, po czym złapała za kolejną i rzuciła nią w moją stronę. W jednej sekundzie złapałem myszkę w powietrzu. Mimo że mało mięsa, starałem sobie wmówić, że tyle powinno mi wystarczyć. Dandelion rzuciła mi jeszcze jedną, po czym wróciłem do pacjentów. Nagle przyniesiono mi kolejną pacjentkę i to była... ta rogata samica, która wiła się bólu. Wyła wręcz, jakby ktoś wywiercił jej dziurę w brzuchu od wewnątrz.
- No proszę, kogo my tu mamy- burknąłem, gdy samica wylądowała na moim stole.
- Ughhhh!!!- wydała z siebie tylko jęknięcie.
- Co jej jest?- zapytałem kota, który przyniósł ją do mnie.
- Prawdopodobnie została kopnięta z dużą siłą w brzuch, przez oszalałą zebrę, która zobaczyła trupa swojego pobratymca. Zebra wpadła w szał.
- Rozumiem- odparłem i spojrzałem na siny brzuch samicy.- Dandelion, podaj jej środek znieczulający i narkozę... podejrzewam, że żebra poszły się pieprzyć przy takim kopniaku, podaj jeszcze glukozę. Dandelion spełniła to, o co ją prosiłem. Akira wpadła w sen narkozy i niestety... musiałem ją zacząć kroić... Kopniak totalnie rozwalił samicy klatkę piersiową, poranione płuca i inne ważne narządy... cholera, tutaj będzie potrzebne coś więcej. Dandelion pod moim rozkazem poleciała po Delgado... sam nie dam rady. Pod jego nieobecność wyjąłem odłamki żeber, musiałem coś robić, aby zespolić ze sobą kości...  Delgado przybył niebawem i oboje poskładaliśmy samicę do kupy.
- Cholera jasna- mruknąłem cicho- dzięki Delgado.
Kot kiwnął głową.
- Nie ma za co. Medycy muszą sobie pomagać- i wrócił do siebie i swoich pacjentów.
Narkoza przestawała działać, a samica wybudzać.


Akira?

Od Korianny cd Weed

 Sama nie wiedziałam co o tym myśleć. Po tym, jak Weed powiedział, że chce się starać o tron, to w takim razie co będzie ze mną? Będę jego partnerką jako samica Alfa, albo jego seks lalką... wszystko może się zdarzyć ze mną, gdy władza odbije mu się w głowie. Ale nie myślałam już o tym, tylko wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Czułam przyjemne ciepło, które rozchodziło się w okolicy podbrzusza. Czułam się wypełniona... tuliłam się do niego, mrucząc...cicho, łagodnie... namiętnie. Weed leżał, odpoczywał tylko. Po naszej kolejnej przygodzie czułam się zmęczona, chciałam spać... zamknęłam powoli oczy i zasnęłam na jego klatce piersiowej.
Obudziłam się popołudniu, obok Weed'a i szkraba, bawiącego się z nim.
Ziewnęłam głośno, przeciągle...
- Dzień dobry- powiedział Weed z pyskiem pełnym uśmiechu.
- Hej, mój Królu- mruknęłam i polizałam go w policzek.
Kosmita łapał za wąsy Weed'a a gdy mu się nie udawało i tak śmiał się... i wykonywał śmieszne czynności. Odsunęłam się, przeciągnęłam się leniwie.
- Co teraz robimy?- zapytałam
Weed spojrzał na mnie.
- Chciałbym żebyś zaopiekowała się Kosmitą, na chwilę.
- Co chcesz zrobić?
- Pójdę do mojej siostry, powiem jej, że jesteśmy przyjaciółmi... nic nas nie łączy, aby nie podejrzewała nic, co miało związek z tym.
- No.. dobrze, ok- burknęłam.

Weed?

Od Weed'a C.D Korianny "+18"

Byłą cudowna, taka piękna, dzika ... pobudzała moje zmysły. Siedziałem zrelaksowany gdy ta bawiła się moim członkiem, nagle sięgnęła po jakiś płyn wypiła go. spojrzałem na nią pytająco a gdy mi wyjaśniła i pokazał swe wdzięki, oblizałem się tylko i uśmiechnąłem łobuzersko. Ona zaś rzuciła mi sprośnym spojrzeniem. Zacząłem cicho mruczeć niczym kotek po czym złapałem jej tyłem i a następnie jej kark i wbiłem się w nią. Zacząłem niepozornie ale agresywnie, potem było już coraz mocniej. Szczęki zaciskały mi się na jej karku. Mój członek szalał czując ciepło w jej wnętrzu. Coraz szybsze ruchy i mocniejsze, doprowadzała mnie do szaleństwa, moje ciało przechodziły ciarki czułem rozkosz nie do opisania. Wiedziałem, że mnie pragnie nie mniej ja pragnąłem jej jeszcze bardziej. Niestety tak bardzo byłem podniecony, że pomimo poprzednich razy, nie powstrzymałem się. członek zaczął pulsować i eksplodowałem. Liznąłem ją po karku po czym zszedłem z niej i położyłem się na grzbiecie. Kori zaś położyła swoją głowę na mojej klacie.
- Sory, że tak krótko za bardzo się podnieciłem ... 
- Żartujesz jesteś boski ..
- Nie kochanie to ty jesteś boska ... moja bogini - mruknąłem 
Niestety nic nie trwa wiecznie bo kosmita zaczął ryczeć ... 
- Cholera - mruknąłem, poderwałem się i podniosłem szkraba.
- Weed ... 
- Tak ...? 
- Wiesz, że to mały człowiek ?
- Wiem, nazywam go tylko tak, mam wobec niego plany 
- Jakie ?
- Kiedy dorośnie, wychowany z nami stanie po naszej stronie ... będzie naszym głosem... za pewne ja już tego nie dożyje ale ty Kori pewnie tak ... jest teraz mały bezbronny, ale będzie naszą bronią zobaczysz. 
- Nie możemy ukrywać go w nieskończoność ?
- Wiem ... nie popieram rządów siostry ...
- Czy ty ?
- Nie jestem zły, nie chce władzy ... ale i tak mam poparcie ludu, sami zdecydują.
- Masz zamiar ubiegać się o stanowisko ?
- Tak mam zamiar zostać Alfą, nie zamierzam kryć się z tobą i z nim, ale dopóki nie jestem to jesteśmy tylko przyjaciółmi.

Korianna ?

Od Korianny cd Weed +18

  Weed ukrył malca, a mnie rzucił na swoje leże i wziął mnie w nim.
- Nie mogę już wytrzymać!
Zaczął całować mnie namiętnie, a później sprawiał mi przyjemność swoim językiem. Wbił się we mnie... spodziewałam się, że zacznie wpychać gwałtownie... dziko.
Czułam jego podniecenie we mnie... pomimo tego poruszał się powoli. Wsunął język mi do pyska, czułam smak jego śliny. Odłączył się, tworząc cienką stróżkę śliny, między naszymi pyskami.
- Tak jest dobrze, czy wolisz inaczej?
- Rżnij mnie jak ci wygodnie- odparłam.
 Po tych słowach Weed'a przebił impuls i przyspieszył ruchy... Weed brał głębokie wdechy i wydychał powietrze, głośno rycząc z przyjemności... cała byłam jego... mógł robić ze mną co chciał.
Weed zacisnął zęby, marszcząc przy tym pysk... już miałam krzyczeć, ale samiec wepchnął mi do pyska trzy palce swojej łapy... ssałam je, tym samym uniemożliwił mi jęczenie.
- Kori, dochodzę!
Weed pchnął jeszcze kilka razy, po czym wyszedł ze mnie, a swojego penisa wepchnął do mojego pyska. Czułam ciepłą gęstą spermę, która rozchodziła się po całych moich ustach... a Weed ryknął głośno. Połknęłam wszystko.
- Jesteś niesamowita- mruknął mi na ucho, po czym polizał mnie po policzku. Samiec jednak nie miał dość... oparł się o skalną ścianę... oparł się, jak władca i wezwał mnie gestem. Posłusznie podeszłam do niego, zniżyłam głowę do jego penisa i bez dyskusji włożyłam go do pyszczka. Każde moje pociągnięcia, każde ssanie wywołało u samca ciche, czasem głośne pociągłe jęki... minęło jakieś półgodziny, albo godzinę... sama nie wiem, ile spędziłam między nogami Weed'a. Samiec siedział zrelaksowany, patrzył na mnie z pożądaniem... Jego oczy mówiły "Chcę więcej"
Ssałam jeszcze chwilę. Nagle przypomniało mi się coś... spod kamienia wyjęłam napój, który skradłam Delgado, a czy oddam to już moja sprawa. Wypiłam to, a smakiem przypominało gorzką herbatę.
- Co to?- Zapytał Weed, patrząc na mnie zdziwiony.
- Płyn antykoncepcyjny, dzięki temu będziesz mógł dojść we mnie- po tych słowach odrzuciłam buteleczkę i wypięłam się przed nim. Teraz tylko czekałam na ruch Weed'a.

Weed?

Od Weed'a C.D Korianny "+18"

Znalazłem ich bezpiecznych za jaskinią, mały coś grzebał. Przywitałem się z Korianną a potem podszedłem do Kosmity. Mały od razu wyciągnął rączki w moją stronę i zaczął bawić się moimi wargami patrząc ma moje kły i robiąc śmieszne miny.  Był uroczy, jak dorośnie zapewne będzie człowiekiem który stanie po naszej stronie i własnie na to liczę. Teraz wiedziałem,że kosmita może być częścią mojego planu, ale ja mogę nie dożyć tej chwili. Spojrzałem kątem oka na Koriannę. Złapałem małego za biały materiał i ruszyłem do jaskini. 
- Weed ... po co idziesz ?
- Chodź nie pytaj ... 
Położyłem małego za skałą, zaś Koriannę rzuciłem na swoje legowisko.
- Nie mogę wytrzymać - zacząłem całować ją namiętnie. 
Lwica odwzajemniała moje pocałunki. Po chwili zszedłem niżej aby wypieścić swoim szorstkim języczkiem jej cipkę. Kori cichutko jęczała, mój sprzęt był zwarty i gotowy, jednak tym razem po mimo tak silnego pożądania postanowiłem być delikatny. Pocałowałem ją delikatnie, powoli i ostrożnie wsunąłem w nią swojego członka i powoli i bardzo delikatnie zacząłem się w niej poruszać nie żałując jej namiętnych pocałunków.
- Kori, jesteś moją księżniczką i skarbem Kocham Cię -szeptałem czule do jej uszka. 
Wbiła mi pazury w grzbiet oraz całowała namiętnie.
- Tak jest dobrze czy wolisz inaczej ... - szepnąłem 

Korianna ?


Od Korianny C.D Weed

 Weed zostawił martwą zwierzynę i odszedł. Zapewnił mnie, że nie będę musiała spełniać swoich obowiązków w zamian zaopiekowania się tym małym szkrabem. Dodał też, że się odwdzięczy. Ciekawa byłam bardzo, co on zaplanuje.
Po pewnym czasie, gdy dziwiło mnie strasznie, żeby Avatari nie upominała się o moje obowiązki... w sumie to dziękowałam bardzo Bogu, że nawet nie przyszło jej to do głowy. Pod moją nieuwagę malec oddalił się trochę, ale na szczęście znalazłam go, gdy raczkował w stronę wyjścia. Pomyślałam wtedy, żeby z malcem za tył jaskini iść, aby tam mógł się pobawić. Poczułam wtedy zapach Weed'a. Zachowałam się naturalnie. Siedziałam i patrzyłam się, jak malec grzebie coś w ziemi swoimi rączkami... samiec mojego życia przybył. Najwidoczniej ulżyło mu, gdy nas zobaczył w pobliżu. Podszedł do mnie i pocałował namiętnie, aż mi się zrobiło gorąca, że z taką namiętnością i dzikością podszedł do tego.
- Jak wam minęły dni beze mnie?- spytał.
- Dobrze, a co?
- Wiesz, Avatari coś podejrzewa... chyba domyśla się naszego romansu.
- Jak to? Może dlatego, że cały czas chodzisz podniecony- odparłam śmiało. Znaczy no, nie wiem, co Weed ma w głowie, ani co się dzieje u niego między nogami, ale dziwnie się zachowuje, odkąd wziął mnie w jaskini Delgado.
- Serio tak wyglądam?- zapytał Weed. Pokręciłam głową i spojrzałam na niego ponownie. Polizałam go w policzek.
- Nieważne jak wyglądasz. Ważne że się kochamy.
Weed uśmiechnął się miło.
- No, weź swojego brzdąca, ja już jestem zmęczona niańczeniem smarka.

Weed?

Od Oriona C.D Naomi

   Zajęty dalszym operacjom, Naomi leżała i spała.. jej towarzysz kręcił się obok mojej Dandelion. Jak mu tam? Speech... Dandelion widocznie lubiła z nim rozmawiać, ale dawała swoją postawą ciała do zrozumienia, żeby Speech nie oczekiwał od niej niczego innego, jak przyjacielskiej konwersacji.
Jednak nie miałem czasu, aby zajmować się pogaduszkami ptaków... pacjenci czekali. Gdy ostatnia pacjentka została zoperowana i wzięta pod kroplówkę, usadowiłem się pod legowiskiem Dandelion w celu krótkiego odpoczynku... miałem mózg i nerwy w strzępach, praktycznie długo nie spałem... Ułożyłem łeb na łapach i starałem się zasnąć. Bez problemu. Śnił mi się duży (większy ode mnie) samiec jelenia z obficie rozgałęzionym porożem.
Nagle rzuciło się na niego z tuzin dzikich kotów, lecz jeleniowaty pokonywał je w widoczną łatwością... jednych nadziewał na swoje poroża, innych ranił swoimi kopniakami...
- Na pomoc!- krzyczeli. Orion, jesteś przewrażliwiony na punkcie leczenia rannych...
Pognałem przed siebie i sen się zmienił. Leciałem w dół w stronę błękitnej wody, do której wpadłem z głośnym chluśnięciem...
Woda była niewyobrażalnie pełna ryb... nie bały się mnie. Mogłem oddychać pod wodą. Wtedy myślałem, że stałem się jedną z ryb, ale moje łapy porośnięte białą sierścią utwierdziły mnie w przekonaniu, że się mylę. Płynąłem więc, sam nie wiedziałem gdzie...

Naomi?

 P.S Wybacz, ale brak weny. 


Od Shiry C.D Naomi

Wyszłam z jaskini by zaczerpnąć świeżego powietrza i przy okazji coś upolować. Moim celem była zebra. Nagle zauważyłam białą tygrysicę. Podbiegłam do niej.

-Hej-Powiedziałam do tygrysicy.
-Cześć. Jestem Naomi a ty?
-Ja jestem Shira-Odpowiedziałam na pytanie Naomi
Po chwili samica spytała się mnie:
-Jakie masz stanowisko?

-Opiekunka młodych a ty?- Zadałam jej takie same pytanie.
-Szpieg- Odpowiedziała wyraźnie Naomi
Rozmawiałyśmy z ok.15 min. Gdy zorientowałyśmy się, że szybko musimy coś zjeść. Razem zakradłyśmy się do naszej ofiary.
Zjedliśmy zdobycz. Naomi zaproponowała, że mogę pójść do jej jaskini i razem porozmawiamy. Zgodziłam się. W środku rozmawiałyśmy z 1 godz. Gdyż potem było ciemno. Wróciłam do jaskini, położyłam się i usnęłam


Następnego dnia

Usłyszałam wołanie ,,Shira!" Szybko zerwałam się na równe łapy, okazało się, że to Naomi.
-Cześć, czemu tak krzyczysz? - Spytałam się
-Spałaś? Jeśli cię obudziłam to przepraszam, ale chcesz się przejść na sawannę? Akurat jest tam dużo zwierząt a ja jestem głodna
-No możemy się przejść- Odpowiedzialna zaspanym głosem
W drodze oczywiście również musiałyśmy pogadać,gdy nagle zadałam jej pytanie:
-Jak się tu znalazłaś?-Spytałam się Naomi



Naomi?

Od Avatari C.D Naomi

To był niepodważalny dowód tego, że Nala nie żyje. Chciałam podziękować Naomi lecz ta zniknęła.
Westchnęłam tylko po czym poszłam ogarniać swoje sprawy. trzeba było wszytko załatwić.
Gdy wracałam dostrzegłam coś dziwnego, Naomi tworzyła jakieś tornada więc się skradałam.
Gdy mnie zobaczyła,a była w dużym amoku przygniotła mnie so ziemi. gdy spostrzegła że to ja zeszła i spojrzała na mnie zadając m pytanie. zaczęłam się tłumaczyć
- Chciałam ci tylko podziękować .. a tak w ogóle co to ?
- Korkociąg .. taka nowa umiejętność
- Ciekawe ...
- A ty jakie masz umiejętności ?
- Szybkie poruszanie się po drzewach i innych, panuje nad śniegiem lodem i mrozem. Tworzenie huraganów i takie tam, nic specjalnego.
- Super.
- Chciałam pogadać.
- O czym ?
- Nie wiem, jestem alfa ale nie mam przyjaciół którym mogłabym się zwierzyć.
- Coś Cię dręczy ?
- Podejrzewam, że mój brat się zakochał w Koriannie ..
- Weed ?
- Tak
- To chyba dobrze ?
- Nie dla stada ...
- Czemu ? każdy ma prawo kochać
- Znika, wiesz, że jeśli coś się stanie o Korianna będzie ważniejsza od reszty tak być nie może.
- Ehhh racja trochę ... co zamierzasz.
- Wybij Koriannie Weed'a z głowy proszę ...

Naomi ?

Od Weed'a C.D Korianny

Spojrzałem z ulgą na Kosmitę i na Koranne.
- Jesteś najukochańsza na świecie ! - polizałem ją w pyszczek po czym wybiegłem z jaskini.
Ruszyłem na polowanie musiałem coś dużego upolować, śledziłem stado gnu, gdy nadarzyła się okazja zaatakowałem potężnego byka. Był wielki spokojnie starczy dla jednego lwa na ponad tydzień jak nie więcej. Zabrałem zdobycz ze sobą do jaskini i położyłem na końcu groty.
Kori nic się nie odzywała nie chciała obudzić kosmity.
- Kochanie ... zostawiam Ci o to te gnu abys ie musiała opuszczać jaskini przez jakiś czas.
- Że co ?
- Kilka dni może dłużej - powiedziałem te nieco dłużej bardzo cicho.
- Chyba żartujesz !
- Muszę ogarnąć misje, stado nie może wiedzieć o Kosmicie .
- Też mam swoją pracę ... nie będę z nim siedzieć.
- Chcesz aby mnie wywalili na zbity pysk, albo zabili tego szkraba bo ja nie.
- Ja też nie, ale chcesz mnie tutaj zostawić na dłuższy czas mam go ukrywać, ale nie myślisz o mnie bo masz swoją misję?
- Nie unoś się skarbie bo obudzisz go ... Kori wynagrodzę Ci to załatwię, że nie będziesz musiała wykonywać swojego obowiązku do póki nie wrócę.
- Uważasz, że moja praca jest mniej ważna ?
- Nie ale ...
- Ale co ?
- Jestem jedynym wojownikiem zrozum ...
Kori milczała chwilę, a ja cóż wybiegłem z jaskini, pogadałem z Delgado a potem z Avatari zwalniając samicę z obowiązków.
Ruszyłem więc znowu do wioski Plemienia Krwawego Wodospadu.
Gdy zapadła noc prześlizgnąłem się i zacząłem szukać, jednak nic nie znalazłem. Rankiem uciekłem z obozu i ruszyłem na tereny drugiego plemienia. Dotarłem na miejsce w południe i odpoczywałem do zapadnięcia zmroku. Wkradłem się na teren plemienia Czarnego Kanionu, miałem nieco więcej szczęścia. Człowoiek wyglądał na wybitnie inteligentnego więc postanowiłem go śledzić. Nagle wszedł do namiotu i otworzył klapę. Czekałem aż wyjdzie ale zrobił to dopiero nad ranem. Wtedy wślizgnąłem się i zobaczyłem coś strasznego. Martwe dzikie koty, oraz zmutowane bestie w klatkach.
Pierwszy raz nie wiedziałem co robić. Nie mogłem zniszczyć tego miejsca nie sam. Nagle włączył się alarm, ktoś zbiegł na dół. Usiłowałem się schować wtopić w tłum, po prostu udawałem martwego.
Człowiek dokładnie przeszedł pomieszczenie, zamknąłem oczy i przestałem oddychać na kilka chwil. Udało się, wyszedł rozejrzałem się po pomieszczeniu i czekałem na okazję. Gdy taka się trafiła wyślizgnąłem się z laboratorium i wróciłem do stada. Opowiedziałem wszystko Avatari która nie była zachwycona, gdyż nie zniszczyłem owego miejsca. Gdy wychodziłem z jaskini mruknęła coś w moją stronę
- Znam twój sekret ... -szepnęła.
Zrobiło mi się słabo spojrzałem na nią, ale uśmiechnęła się tylko.
- Zakochałeś się !
- Co ?? Nie !! - wyparłem się.
- Czemu kłamiesz ?
- Nie mam czasu na miłość, nie zakochałem się jasne. - ryknąłem i wróciłem do swojej jaskini
- Cześć jak żyjesz ? - zajrzałem do jaskini ale nikogo tam nie było ...
Wybiegłem od razu szukać samicy i kosmity miałem setki złych myśli.

Korianna?

Od Korianny cd Weed

 Weed coś ukrywał. Wiedziałam to i niestety...czułam. Weed ukrywał i widocznie nie zamierzał się przyznawać co. Pora wykorzystać twój spryt, Korianno. Weed był zmęczony, jego czujność była osłabiona, ale jeszcze miał się na baczności. Przemknęłam szybko obok niego i ujrzałam śmierdzące zawiniątko.
- Co...
Weed zaczął mi wyjaśniać, co się wydarzyło. Ludzie chcieli zabić małego szkraba i dlatego ten nóż w jego grzbiecie. Ludzie są bezduszni nawet dla dzieci. Podeszłam do Weed'a i przyjrzałam się narzędziu tkwiącemu w ciele Weed'a.
- Weed? Ufasz mi?
- Tak, ale...ROOOAR!- ryknął z bólu, Weed. Szybko zakryłam krwawiącą ranę kawałkiem czystego płótna, które było owinięte dziecko.- Już jest ok...
- Nie uważasz, że to powinien był zrobić medyk?- spytał, krzywiąc się z bólu. Spojrzałam na niego namiętnie.
- Podziękujesz mi później.
- Kori, zrób coś z tym dzieckiem, bo zaraz przez płacz mi uszy pękną!
- Mały jest głodny- burknęłam
- Jak? Dawałem mu mięso i nie chciał.
 Pokręciłam głową.
- Chodziło mi o mleko matki, a nawet jakby zjadł to surowe mięso, to i tak zaszkodziłbyś mu tym, jest mały i jego organizm nie jest przystosowany do trawienia surowego mięsa.
- Kori... jesteś młoda, dojrzała... proszę daj mu swoje mleko.
 Zalałam się rumieńcem.
- Nie jestem jego matką, mój... miałabym mleko, gdybym miała swoje...
- Wiem, ale ucisz go proszę!
Co miałam zrobić? Mój organizm nie pobudził mnie do wytwarzania pokarmu, więc czym miałabym go nakarmić... Cholera...
- Proszę ucisz go.
Westchnęłam cicho. Próbowałam wiele sposobów, ale żaden nie pomógł. W końcu załamana tak samo, jak Weed pod moją nieuwagę, młody przyssał się do mojej piersi. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę... w końcu się uciszył, ale nie na długo, gdy dziecko przekona się, że to było niepotrzebne.
- Uciszyłam go...
- Bogu Dzięki- Weed opadł i westchnął ciężko.

Weed?

Od Naomi C.D Orion

Oparłam pysk na łapach i zmęczonym spojrzeniem patrzyłam tęsknie na wyjście z jaskini. W powietrzu unosił się zapach ziół. Może uda mi się wymknąć? Orion wyglądał na śpiącego. Ale ....nieee to by było głupie wziął mnie i jeszcze narzekam. Zaczęłam się robić senna. Może wejdę do umysłu Speecha.
--perspektywa Speecha po użyciu mocy--

Speech siedział spokojnie na patyku.
- Jak tam?-zapytała się Iseult
- Nic. Wiesz, co zrobiła ta nowa tygrysica?
- Aha, czyli jednak coś się dzieje.
- Tak zaczął bawić się jej ogonem
- Grrrrrrrrrrr!!!
- Ok nie ruszam-aha, czyli jej słaby punkt to ogon. Zaczęło mi się kręcić w głowie.


--moja perspektywa--
Ktoś mnie trząsał.
- Ej Naomi! Ku**a m*ć!
- Co?!
- Wiesz co!? Ty wiesz, jak się przestraszyłem!
- Tak i?-cały się trząsł
- Ej spokojnie. Orion wszystko dobrze -powiedziałam przekonującym głosem i otarłam się o niego, a on wyszedł z jaskini. Zaczęłam się rozglądać po jaskini, jeszcze jej nie oglądałam. Orion już wrócił, a ja powoli zasypiałam.

●○•SEN•○●

Goniłam antylopę, nagle sieć na mnie spadła, a antylopa uciekła. To był Pirat nazywany złotówą. Zaczęłam warczeć potem głośniej, ale przydusił mnie, a ja zemdlałam, obudziłam się w wielkiej maszynie, a ta zaczęła się kręcić. Do środka wszedł dwunożny uzbrojony w pancerze i laserowe katany. Zaczęłam biegać, gryźć, drapać i dusić, ale nic nie zadziałało. Obudziłam się nagle wstrząśnięta i spocona. Otrzymałam się i ruszyłam po cichutku powolutku do wyjścia, wyszłam i wskoczyłam z zamkniętymi oczami na drzewo. BUUUUUUMMMM!!! Walnęłam o kogoś.
- Dokąd się pani wybiera?-to był Orion
- Ech prawie- powiedziałam- Ech zaraz wybuchnę- powiedziałam pod nosem -Już wracam
- Kolejny wieczór u niego.

■●•WIECZÓR•●■

On znowu pracuje. W tym momencie przyleciał Speech.
- Hej Nemi
- Hej Speech co tam?
- Ech, wszystko jest ok
- A może spróbowałbyś podejść Dandelion?
- Zaloty?
- Tak
- Nie nie nie wstydzę się
- Wiesz co? No dawaj
- Ech... o..ok
- To go
Podszedł do płomykówki i zaczął rozmawiać, ja w tym czasie zasnęłam.

Orion ?

Od Akiry C.D Orion

Nie chciałam być aż tak niemiła. Cóż, czasem wychodzi samo z siebie i nawet tego nie zauważam. Zdarza się. Chyba najwyraźniej uraziłam tygrysa...
- Nie zastanawiam się długo nad komentarzami, które są autentycznymi faktami-powiedziałam po chwili i odwróciłam się na plecy na gałęzi. Samiec położył się w to samo miejsce, gdzie wcześniej. Serio? Tutaj? Naprawdę. Ktoś tu sobie to miejsce zaklepał wcześniej.
- Jak już tutaj jesteś i ja ci się przedstawiłam, może uczynisz to samo, pasiasty kotku? - spytałam, przyglądając się pazurom. Tygrys spoglądnął na mnie, po czym znów położył łeb. - Ta, też nie mam ochoty na rozmowę z tobą-zeskoczyłam na te słowa z gałęzi. Spadło kilka liści. Zaczęłam się oddalać, nie spoglądając na niego i po chwili usłyszałam za sobą jedno słowo:
- Orion.
- Cudownie-odparłam z sarkazmem i uśmiechnęłam się w duchu. Odwróciłam się na te słowa, chcąc zmierzać w inną stronę. Wyczytałam w jego myślach i zdziwienie. ''Kim ty jesteś istoto i czy należysz do stada?'' - takie pytanie sobie zadał. ''Kto ci to zrobił na głowie?'' - drugie. ''Dlaczego jesteś taka zawistna?'' - ostatnie. Oczywiście na każde z nich potrafię odpowiedzieć; szkoda tylko, że nie zadał mi ich wprost. Stwierdziłam, że nie będę marnować dalej dnia dla kogoś, kto zachowuje się mało ciekawie. Postanowiłam znaleźć więc jakieś lepsze zajęcie, takie jak na przykład jedzenie. To bardzo dobre rozwiązanie. W sumie głodna się zrobiłam w to późne popołudnie.
- Wiesz, ja już sobie idę. Mam ciekawsze zajęcia. Ty pewnie też. Nie musimy sobie wchodzić w drogę- odparłam. - Szkoda mej uwagi. Miłej zabawy, Orionie. Zaczęłam zmierzać w stronę sawanny, by odnaleźć coś dorodnego nadającego się do dorwania. Zebr było tu w bród, idealnie. Wszystkie w jednym miejscu. Niewielkie stadko; wypatrzyłam jakąś klacz oddaloną o mniej więcej 20 metrów i skubiącą kępki pod drzewem. Zakradłam się, zamieniając w czarny, rozmywający się proch; nie zauważyła mnie. W pewnym momencie obleciałam ją. Zarżała cicho. Zjawiłam się przed nią. Skontrolowałam myślami i zarzuciłam w bok; walnęła o ziemię siłą mego umysłu. Nie mogła się podnieść i zanim wydusiła z siebie cokolwiek, poraniłam ją rogiem, po czym szybko umarła przez jego substancję. Kolacja gotowa. Przypomniał mi się teraz dzisiejszy fail Oriona, gdy łapał antylopę. Może teraz spróbuje się pofatygować, by złapać jedną z tych dorodnych zebr, a nie leniwieć się głodnym pod drzewem? W sumie normalny osobnik z wyrzutami sumienia zaproponowałby jedzenie za swoje ''niemiłe i sarkastyczne'' zachowanie. Ja nie mam takich wyrzutów, bo to w sumie u mnie to normalne, więc nie muszę nic dawać. Zajadałam się zebrą, po czym na horyzoncie dostrzegłam mojego znajomego tygryska-Oriona. Zakradał się w stronę zebr, poddając się drugiej dzisiejszej próbie złapania jedzenia.



Orion ?


Towarzysz Kosmita

Imię: Kosmita 
Płeć: Chłopiec 
Wiek: 5 miesiący
Gatunek: Człowiek
Umiejętności: Brak 
Charakter: Kosmita jest zabawny, często robi dziwne miny ślini się lub zaczepia. Jest też obrzydliwy gdyż czasami wydobywa się z niego brzydki zapach robi do pieluchy. Potrafi pocieszać i lubi bliskość Weeda, często wyciąga swoje małe rączki i chce się przytulać.
Historia: Pewnego razu Weed dostał misję, która wymagała wyruszenia do wioski ludzi. Chłopczyk pochodzi prawdopodobnie od Plamienia Krwawego Wodospadu. Został znaleziony w doku na drzewie, wyglądało na to, że jego rodzice zostali zabici przez jaguara. początkowo Weed chciał oddać dziecko i tak uczynił, jednak nie wiedzieć czemu miało zostać ono zabite. Być, może było potokiem wyrzutków lub coś innego. Lew obronił małego przed śmiercią i sam został dźgnięty nożem. Zabrał go potajemnie do stada i usiłował ukryć przed wszystkimi. Kosmita nie został zaakceptowany przez stado jednak Weed dał mu szanse i postanowił go wychować.
Opiekun: Weed

Od Weed'a C.D Korianny

Przystałem na propozycję ślicznotki i zostałem u niej na noc, tym razem byliśmy grzeczni. Co mieliśmy narozrabiać zrobiliśmy wcześniej. Gdy zamknąłem oczy chwilę jeszcze myślałem o tym co miało miejsce w jaskini Delgado. Nie znałem siebie od takiej strony, nigdy tego nie robiłem a jednak obudziła się we mnie wtedy chęć pożądania jej całej. Nigdy nie byłem zakochany, nie zwracałem uwagi na samice a teraz myślałem o niej. Czy to dlatego, że się z nią przespałem ? Nagle po prostu zasnąłem.  Obudziłem się jak co dzień skoro świt i pocałowałem Koriannę
To był miły poranek, pierwszy raz nie był samotny, jednak nie mógł trwać wiecznie.
- To co teraz robimy?  Praca a później ?
- Ja muszę uciekać ... znajdę Cię jak ogarnę wszystko - dałem jej buziaka w policzek i wybiegłem. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, że coś nas łączy. Dlaczego bo miłość jest siłą ale i słabością. Wpadłem do jaskini alfy.
- Weed, miło Cię widzieć jak zawsze na czas.
- Wiadomo ..
- Widzisz, do naszego stada przybyła Akira, jest ona ...
- Akira ... aaa już wiem jest jak nasz braciszek Kai - nie chciałem dołować siostry wymawiając jego imię.
- Oni mutują na coraz większą skale ... musisz znaleźć laboratorium i puścić je z dymem.
- Tak jest.
Wyruszyłem więc od razu, jednak najpierw zapolowałem na dzika i zjadłem syte śniadanie. Przez chwilę myślałem o Koriannie, ale postanowiłem po prostu wyruszyć bez słowa. Musiałem obejść pole bitwy i wtargnąć na tereny Plemienia Krwawego Wodospadu. Podróż była długa i męcząca, aż łapy bolały. Wspiąłem się na wysokie drzewo i z oddali obserwowałem ludzi. Musiałem chwilę odpocząć, i obmyślić jakiś plan. Słońce chyliło się ku zachodowi. 
"Przepraszam Kori, nie wiem kiedy się spotkamy " - pomyślałem. 
Nastała noc strażnicy wraz ze swoimi podopiecznymi patrolowali obóz. Nic nie przypominało mi budynku gdzie mogłyby się odbywać badania. Zszedłem drzewa i postanowiłem się rozejrzeć. Jednak coś mnie rozproszyło, jakby płacz ludzkiego dziecka. Ruszyłem w stronę innych drzew i tam ujrzałem domek wspiąłem się i wszedłem do środka. Wszędzie była krew a pod płachtą coś się ruszało więc zdjąłem ją gwałtowanie a tam kosmita ! Gapił się na mnie wielkimi niebieskimi oczami. 
Byłem tak zaskoczony, że nie wiedziałem co robić. Dom wyglądał jakby wpadł tu dziki kot zabił ludzi a pozostawił dzieciaka. Po zapachu czułem, że to sprawka Jaguara. Ciekawe czemu przeoczył kosmitę. Dobra moim zadaniem jest odnalezienie laboratorium a nie myślenie o kosmitach. Już miałem odejść gdy ten mały szkrab złapał mnie za nos a ja usiadłem. Złapałem materiał na którym leżał i postanowiłem oddać go ludziom. Jednak dwu nożni dostrzegli mnie gdy schodziłem z drzewa wraz z wyjącym kawałkiem materiału. 
- Odstawiam Cię kosmito i szukam laboratorium - wymruczałam sam do siebie. 
Położyłem wyjący materiał na ziemi i zacząłem uciekać w gąszcz, lekko wyjrzałem.  jednak tego się nie spodziewałem człowiek wyjął ostrze i wziął zamach. Wyskoczyłem jak poparzony złapałem kosmitę za materiał który miał na pupie, nóż wbił się w mój grzbiet i ruszyłem biegiem. Sam nie wiedziałem dokładnie dokąd, ale świst kul towarzyszył mi przez długi czas. 
Gdy wraz z kosmitą byliśmy bezpieczni poczułem, że jestem w czarnej dupie. Po co ja właziłem na to drzewo teraz mam to coś i brak mi serca aby go porzucić bo ryczał. Złapałem go za materiał na pupie i postanowiłem przemycić do stada. Był to najbardziej idiotyczny pomysł na jaki mogłem wpaść. O tyle dobrze,że znalazłem jakiś materiał i mogłem go schować. Specjalnie szedłem takimi drogami aby nie natknąć się na nikogo a gdy byłem w swojej jaskini odetchnąłem z ulgą.
Był środek nocy ale ten kosmita ryczał, śmierdział i się ślinił.
- Zamknij się ! co ty chcesz głodny jesteś, dawałem mięso nie jadłeś ! 
Nagle kto wszedł do mojej jaskini zakryłem kosmitę kocem i schowałem za skałę. 
- Weed .. hallo jesteś ! 
To była Korianna nie odzywałem się była cisza i nagle kosmita zaczął znowu ryczeć. Samica wpadła i ujrzała mnie udającego, że to ja. 
- Weed co ty wyrabiasz ? 
- Ja nic ... 
- Coś ukrywasz .. 
- Kori kochanie, nic .. jest środek nocy jestem zmęczony ...
- Nie było Cię dwa dni ... 
- Miałem misję, i coś mi przeszkodziło jutro ruszam ponownie.
- Masz nóż w grzbiecie .. dziwnie się zachowujesz i coś płacze w twojej jaskini.
- Zapewne szczury pełno ich Tu - mruknąłem.
- Coś śmierdzi !
- To pewnie ja  !! - uśmiechnąłem się 
Nagle Korianna jakimś cudem mnie ominęła i odkryła materiał po czym odskoczyła. 
- Co .. - nie dokończyła.
- Widzisz znalazłem kosmitę i go przyniosłem bo ludzie chcieli go zabić gdy im go pokazałem no to go zabrałem stąd ten nóż ... chciałem go zostawić ale on złapał mnie za nos a potem jak jest sam ryczy, strasznie cuchnie ten biały materiał i on się ślini i nie je mięsa i co ja mam zrobić ?
Miałem tyko odnaleźć laboratorium a mi to nie wyszło bo jest kosmita. Muszę go się pozbyć i dokończyć misję.

Korianna ?


 P.S To będzie towarzysz Weeda, Kosmita 

Iseult Odchodzi

Powodem odejścia jest decyzja właścicielki.

Żegnamy, może jeszcze kiedyś się spotkamy.

Shira zmienia wygląd