- Jak śmiesz się tak zwracać do mojej córki!- ryknął ojciec.
- Tato, tato spokojnie, wziął cię za obcego, proszę nie rób mu krzywdy, on jest moim chłopakiem!
Mój ojciec spojrzał z dezorientacją na Weed'a, który wyglądał tak samo, jak on.
- Kori? To jest twój ojciec?- spytał Weed, robiąc minę totalnego idioty.
- Tak, to mój tata, jak mniemam już zdążyliście się zapoznać, co prawda w nieprzyjemnych okolicznościach.- burknęłam tylko. Mój ojciec zabrał łapę i pomógł Weed'owi wstać.
- Korianna? Czy on nie jest za stary dla ciebie?- zapytał ojciec.
- Nie, jest idealny- odpowiedziałam i przytuliłam się do Weed'a.
- Proszę mi wybaczyć, nie wiedziałem, że jest pan ojcem Korianny.
Całe szczęście wszystko poszło, jak po maśle. Rozstaliśmy się, machając ojcu na pożegnanie. Cała byłam rozradowana, że spotkałam się z ojcem, z którym dawno się nie widziałam.
- Nie jesteś zły?- zapytałam.
- Na początku kopara mi opadła, gdy cię zobaczyłem w objęciach innego, zagotowało się we mnie, ale skoro on jest twoim tatą, to w porządku- oznajmił Weed. Pocałował mnie w usta. Zrobiło mi się ciepło.
- A co z Kosmitą?- zapytał.
- Śpi, jak zabity. Ukryłam go w bezpiecznym miejscu, aby Avatarii nie mogła go znaleźć.
- Sprytnie.
- No wiem, bo jestem sprytną samiczką.
Położyłam się w mieszkaniu Weed'a. Kosmita spał dalej.
- No to, co teraz robimy?
- Czy mogę teraz wrócić do moich obowiązków?- zapytałam.
- Nie, musisz pomóc mi ukrywać Kosmitę, bo sam nie dam rady.
Westchnęłam cicho.
- No dobrze.
- Grzeczna- polizał mnie w policzek.
Weed wrócił do swoich obowiązków. Zostałam sama.
- No i co teraz mam zrobić z tobą, Kosmito?
Weed?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz