Następnego dnia rozpoczęłam spacer samotnie, Kosmitę zostawiłam w jaskini, bo zapadł w głęboki sen, że nie sposób go obudzić. Przechodziłam przez tereny łąki, gdy nagle zauważyłam potężną sylwetkę lwa. Zaniepokojona podeszłam bliżej...był w kłębie był wysokości naturalnej do dorosłego lwa, miał piękną czarną grzywę. Na początku myślałam, że to mój kochany Zack- mój były kochanek, który zginął na froncie, jednak blizna, którą nosił samiec na lewym ramieniu utwierdził mnie w przekonaniu, że to nie Zack..tylko... MÓJ OJCIEC! Bez zastanowienia pobiegłam w jego stronę i wtuliłam się w jego grzywę. Ojciec na początku nie rozpoznał mnie, więc powitał mnie głośnym warknięciem.
- Tato, to ja, Korianna!
Tato na głos mojego imienia, odegnał agresję, a na jego pysku wskoczył uśmiech.
- Kori, córciu, co ty tu robisz?
- Jestem członkinią Stada, to teraz mój dom.
- A jednak uciekłaś-powiedział ojciec, widocznie zadowolony.
- A gdzie mama?
- Ja i twoja matka znaleźliśmy jaskinię niedaleko. Oczywiście zdążyliśmy zauważyć, że tutaj jest jakieś stado, więc nie ryzykowaliśmy podchodzić bliżej.
- Możecie dołączyć, Alfa jest otwarta na nowych członków.
- Wybacz, córciu, ale nie chcemy się nikomu narzucać... poza tym. Korianno, czuję od ciebie innego samca! Jesteś z nim w związku?
Sama nie wiedziałam, czy powiedzieć mu prawdę. Jednak mój ojciec, to nie Avatari.
- Tak, to mój chłopak, nie martw się!On dba o mnie i kocha mocno, raczej nie pozwoli, aby stała mi się krzywda, jestem w dobrych łapach.
- To dobrze, dobrze cię znów widzieć- Ojciec objął mnie swoją mocarną łapą i przytulił do swojej gęstej miłej grzywy.
Nagle wyczułam obecność Weed'a. To trochę dla niego będzie dziwnym widokiem, że tulę się do obcego mu samca i żeby nie pomyślał sobie Bóg wie co.
Weed?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz