Ruszyłem biegiem po drodze kilka razy się zatrzymywałem, rozglądałem uważnie na wszystkie strony. Jeden fałszywy ruch i mogłem stracić wolność, jeden strzał i mogłem stracić życie.
Wtargnąłem lecz nikogo nie zabijałem, unikałem ataków, strzałów rozglądałem się nerwowo i dostrzegłem. Mała dzika kotka, przy człowieku wyglądała jakby płakała. Podszedłem do niej zaciekawiony. Wydawałoby się, że płacze z powodu śmierci człowieka. sama ta myśl wprawiła mnie w osłupienie. Zmartwiony spytałem.
- Wszystko dobrze ?
- Nic nie jest dobrze ! - oplotła ogonem rękę człowieka.
Czyli jednak, to przez niego te łzy smutku.
Strzały nasilały się, zamieszanie było coraz większe. nasza bezczynna postawa została zauważona. Już ktoś polował na nas, chciał złapać jednak chwyciłem nieznajomą za kark, ta zaś zaczęła mnie atakować wbijając pazury w mój pysk. Zrobiłem kilka susów po czym puściłem ją na ziemię. Szczęście, że koty nawet te większe spadają na cztery łapy.
- Nie ma czasu ! Ruszaj za mną wszystko ci powiem potem ! - ryknąłem i ruszyłem. Nie byłem pewny czy nieznajoma podąża moim śladem ale musiałem myśleć, którędy iść abyśmy mogli przeżyć. Na polu bitwy nie ma czasu na płacz, na chwilę nieuwagi, tutaj każda sekunda życia to szczęście lub strategia. Huk strzałów, krzyk, krew i zapach gnijących ciał to dopiero koszmar.
Udało nam się wydostać, zwolniłem gdyż do stada prowadziła już tylko prosta droga.
- Jestem Weed, prowadzę Cię do Stada Potępionych Dusz ... to nie jest miejsce dla nas. -westchnąłem.
- Iseult ... -szepnęła.
- Kim był ten martwy człowiek ?
Iseult ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz