poniedziałek, 19 listopada 2018

Od Iseult C.D Weed'a

Na początku nie chciałam biec za lwem, chciałam wrócić do Thomasa. Dotarło do mnie jednak, że znowu rozpętało się tam piekło. Dowiedziałam się jak osobnik ma na imię i słabo powiedziałam nazwę, której zawsze używał zmarły chłopak. Swojego prawdziwego imienia nie pamiętam, nawet nie wiem czy matka zdążyła mi je nadać.
- Thomas... On był przyjacielem, rodziną. Odkąd pamiętam był przy mnie, by mnie chronić. A ja zawiodłam. - powiedziałam. Smutek powoli odchodził w zapomnienie, a we mnie narastała złość. Poczułam jak coś wczepia się w moją sierść. Dookoła mnie latały delikatne złote nitki i mnie okalały. Zrozumiałam jedne, to nie pochodziło ani ode mnie, ani od Weed'a. Złoty nitkowaty dymek osadził się na moim ogonie. To wszystko delikatnie mnie uspokoiło.
- Nie każdy człowiek musi być zły. Gdyby nie ten konkretny chłopak, ja nie żyła bym od ponad dobrych czterech lat. - dokończyłam swoją odpowiedź na jego pytanie. Na pysku lwa widziałam zdziwienie, chociaż pewniej bym się chyba czuła widząc niechęć do mnie. A tak nie wiedziałam co sobie o mnie myśli. Jednak nie każdy człowiek to zło wcielone, a tym samym nie każdy kot jest aniołem. Każdy jest mieszaniną wszystkiego. W ciszy szliśmy dalej, Weed najwidoczniej nad czymś się zastanawiał, a ja nie chciałam mu w tym przeszkadzać.

Weed?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz