- Naomi !
Jednak ta się nie odezwała, przyłożyłam ucho do jej pyska, czułam oddech samicy na policzku i widziałam jak jej klatka piersiowa podnosi się i opada. Jedno było pewne ... żyła. Jej tyna łapa nie wyglądała najlepiej. Nie mogłam tracić czasu, zarzuciłam ją sobie na grzbiet i ruszyłam do medyka, najbliżej znajdowała się jaskinia Delgado. Weszłam do środka i zawołałam Lamparta ten powoli wyszedł z ciemności. Spojrzał na mnie i Tygrysicę bezwładnie leżącą na moim grzbiecie.
- Znalazłam ją, jest z naszego stada, ma ranną tylną nogę nie wygląda to dobrze.
- Połóż ją na ziemi już patrzę.
Odłożyłam samicę delikatnie na ziemię a Medyk spojrzał na ranę. Przyniósł wodę i bandaże oraz jakiś dziwny proszek.
- Co to ?
- Antybiotyk.
Samiec dokładnie przemył ranę obsypał proszkiem zawinął bandażem i użył swojej mocy. Nie wiem jak długo ale około dziesięć minut niemal medytował nad nią. Gdy odwinął bandaż po zakażeniu ani kuli nie było śladu, jedyne co to zostało zszyć mu dziurę w łapie samicy i tak też zrobił.
Po chwili podał jej jakiś wziewny środek i ta odzyskała przytomność.
Naomi ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz