Nie sądziłam, że mój pocałunek go
tak pobudzi. Nie zdawałam sobie sprawę, do czego posunie się
napalony samiec jak Weed. Jednak nie zamierzałam się
przeciwstawiać... Chciałam to poczuć.. Chciałam, aby nasze ciała
były jednością... Ale Weed podszedł do tego w dość dziki
sposób... Zachował się, jak typowo dziki kot, który swój popęd
seksualny okazuje tylko siłą. Jednak ta siła, brutalność, jego
masywne łapy, otaczające moją szyję, te dzikie ruchy biodrami
samca sprawiły, że uległam mu. Samiec, poruszając się we mnie,
wydobywał z siebie krótkie a nie raz przeciągłe jęki... Doszedł,
ale nie we mnie... Całą swoją rozkosz, niewyżycie wytrysnął na
mój pysk. Potem spojrzał na mnie...
- Ubrudziłeś mnie.
Weed wtedy pchnął mnie na grzbiet,
swoją masywną łapą przydusił mnie lekko, po czym wysunął
język, i dotknął nim mojego.. Poczułam smak jego ciepłej śliny..
Wbił się we mnie ponownie.
- Jak będziesz dochodzić, wyjdź ze
mnie.
Weed wkroczył do dzieła jednym
pchnięciem swoich bioder.. I znów to samo uczucie, wypełniające
mnie w wewnątrz.. Starszy ode mnie samiec górował nade mną, jakby
był moim dominantem a ja jego uległą... Przy każdych jego
pchnięciach, z mojego gardła wyrywały się głośne westchnięcia.
- Pieprz mnie! - Wydyszałam
Weed?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz