Szczerze powiem, że to
najprzyjemniejsza chwila, jaką przeżyłam i szkoda mi było
rozstawać się z Weed'em. Ale przecież, wcale nie musi się ze mną
rozstawać. Umyłam tylko swój pyszczek, po czym powędrowaliśmy do
mojego mieszkania. Robiła się późna noc, więc na niebie zawisł
księżyc w pełni nad nami, rzucając intensywne jaskrawe światło.
Moje mieszkanie było na widoku.
- No to dobranoc- powiedział Weed.
- Przenocujesz u mnie- zaproponowałam
i zanim Weed zdążył cokolwiek powiedzieć, oplątałam swoim
ogonem jego szyję i ciągnęłam go ze sobą.
Aż do mojego leża ze skóry. Weed
ułożył się wygodnie, a ja wtuliłam się w niego- patrzył na
mnie swoim łobuzerskim wzrokiem. Weed położył łapę na moim
biodrze, delikatnie ściskał, aż do mojego pośladka.
Ucałował mnie na dobranoc i obaj
zasnęliśmy.Nie śniło mi się nic nadzwyczajnego- a dzień zaczął
się od tego, że Weed zbudził mnie długim liźnięciem w policzek.
- Dzień dobry, kochanie.
- Hej, mój ty książę- pocałowałam
go w usta- będziemy musieli kiedyś to powtórzyć.
- Kiedy tylko chcesz- oznajmił Weed,
objął mnie swoją mocną łapą pod szyją i podarował mi mocny i
namiętny pocałunek.
- To co teraz robimy? Praca, a później?
Weed?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz