piątek, 23 listopada 2018

Od Avatari C.D Naomi

Weed widziałam, że nie ma sił, był wykończony. W sumie nic dziwnego co chwila mam dla niego jakieś zadania. Cały czas walczy i pracuje całą dobę. Wraz z nim schowałam się, musiałam go pilnować, jeśli jego dopadną już po nas. Był skarbem stada, iskierką nadziei w sercach. Nie mogło go zabraknąć. Głupio mi było, że nie pomogłam Naomi, ale jego zdrowie i życie było najważniejsze. On jest sercem tego stada, zawsze pomocny, nigdy się nie poddaje ale jest istotą która potrzebuje jeść, pić, spać. jednak jego poczucie obowiązku i misji mu na to nie pozwala. Gdy wszyscy mężczyźni byli martwi wyszłam i zostałam zaatakowana. Nigdy nie podnosi się łapy na przywódce, taka jest zasada. Lubiłam Naomi jednak zaczęłam z nią walczyć. W końcu ucichła a furia zeszła gdy się ocknęła zaczęła się gadka a potem spostrzegła, że Speech jest ranny i to jej wina.
- Do kogo  najbliżej ?
Rozejrzałam się i dałam znać by poszli za mną. Weed oczywiście ruszył w swoim kierunku, lecz go zatrzymałam stając przed nim.
- A ty dokąd idziesz z nami. - ryknęłam
Ten przewrócił tylko okiem, spojrzał groźnie na mnie ale się zawrócił.
Weszliśmy do jaskini Oriona gdyż faktycznie była blisko. W pierwszej kolejności opatrzył samca a potem zajął się sową. Poskładał skrzydło w parę minut, a przy pomocy mocy szybciej miał trwać czas gojenia. Weed już chciał opuścić jaskinię.
- Braciszku, dzisiaj już odpoczywaj nie masz obowiązków ...
Ten tylko spojrzał na mnie i uśmiechnął się po czym jak zawsze ruszył swoimi ścieżkami.
- Dokąd poszedł ?
- Tego nie wie nikt, poza nim to kocur chodzi swoimi ścieżkami ...


Naomi ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz