Po niekoniecznie
milej wędrówce po wąwozie, Weed odprowadził mnie do mojego
mieszkania. Weed pożegnał się ze mną, ale stał jeszcze i patrzył
się na mnie.
- Dziękuję -
odpowiedziałam i podarowałam mu miły uśmiech - drugi raz dzięki
za to, że ochroniłeś mnie przed kopniakami zwierząt ale nie
musiałeś się tak narażać, gdyby cię jakaś kopnęła przeze
mnie w głowę, miałbyś jak nic wstrząs mózgu.
Weed spojrzał
tylko i przekrzywił kąciki ust.
- Jeszcze jedno -
burknęłam - Jeszcze raz dziękuję, to było cool... Skąd się
nauczyłeś być taki bohaterski?
- Cóż, jeśli
wymaga tego sytuacja
Zbliżyłam się
do niego, aby okazać mu moją wdzięczność, polizałam go
namiętnie w policzek. Weed zarumienił się mocno, było to widoczne
ze jego czerwona sierść stała się mocno szkarłatna.
- Od kiedy ty
jesteś taka całuśna?
- Cóż, jeśli
wymaga tego sytuacja - powtórzyłam jego tekst - Umiem się
odwdzięczyć. No to dobranoc.
No i zagłębiłam
się w głąb jaskini, nawet nie spojrzałam na Weed'a który pewnie
biedak gotował się w środku, jak pyszny gulasz...
Dzięki temu noc
juz nie była dla mnie taka posępna, a następnego dnia zamiast zluc
się otępiała z leża, wyskoczyłam wyspana i obdarowana dobrym
humorem wróciłam do swoich obowiązków. Oczywiście los chciał,
że spotkałam mojego przyjaciela - Rodrigo.
- Hej, Rodrigo.
- Witaj,
Księżniczko - odparł swoim martwym głosem.
- Wiesz, gdzie
jest Weed?
Rodrigo uśmiechnął
się mimo tego.
- A nie mówiłem
Ci, księżniczko, lepiej ci będzie z młodszym ode mnie kolegą..
Ja co najwyżej poradzić ci mogę w życiowych sprawach.
- Dobrze,
filozofie, do zobaczenia później, Rodrigo. I odeszłam ciągnięta
obowiązkami, a później planowałam spotkać Weed'a ale widocznie
miał bardzo dużo obowiązków.
- Witaj Weed,
potrzebujesz pomocy?
Weed?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz