piątek, 23 listopada 2018

Od Weed'a C.D Korianny

Przeszukałem cały obóz jednak po samicy ani śladu, wróciłem do miejsca gdzie leżała. Wtedy dostrzegłem krew na ziemi, wcale jej nie zabrali ona sama uciekła. Ruszyłem biegiem po śladach, cały czas byłem na siebie zły. Po pierwsze, że pozwoliłem jej iść, po drugie że nie upewniłem się czy aby wszyscy zginęli, po trzecie, że dałam się wyprowadzić z równowagi i straciłem ją z oczu. Po drodze słyszałem kilka strzałów i tylko w głębi ducha miałem nadzieję, że nie są wymierzane w stronę Korianny. Zobaczyłem zwłoki człowieka i krew jego ale i lwicy. Musiała być gdzieś niedaleko, rozejrzałem się i dostrzegłem ją leżała na polanie. Nie wiedziałem jak długo się znajduje tutaj w stanie nieprzytomności. Upewniłem się, że jej funkcje życiowe są sprawne, zarzuciłem na grzbiet i ruszyłem biegiem w stronę stada. Mój zmysł orientacji lekko szwankował ostatnio i zamiast skrótami musiałem biec normalną drogą, aby się nie zgubić. Gdy stanąłem w jaskini Delgado położyłem ją na ziemi i krzyknąłem. Byłem naprawdę zmęczony, gdy Delgado przyszedł opowiedziałem mu co się stało. Samiec zapewnił mnie, że wszystko będzie dobrze, widział jak wiele wysiłku mnie kosztował dzisiejszy dzień.
- Idź w głąb jaskini masz tak posłanie ze skór małp to posłanie dla gości.
Przytaknąłem do wskazanego miejsca w jaskini, padłem niemal na pysk i zasnąłem.
Obudziło mnie miłe uczucie ... 

Korianna ?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz